Anna Warda - O Żydach mieszkających w Tyczynie i Hermanowej [I poł. XX w.]

Filtruj

Znajdź archiwalia
Data08.06.2020

TRANSKRYPCJA:

Pani Anna Warda wspomina:

Moja mama mieszkała w Hermanowej jak szkoła, za rzeką. I tu była rodzina katolicka, a tylko bez rzekę - Żydzi. Ale żaden Żyd nie uprawiał w polu nic. Nie orał, nie siał, nic. I to było w Hermanowej chyba trzy czy cztery rodziny, ale się kontaktowały. Mama moja pamięta, że jak koleżanka Żyd przychodziła do nich do domu, no to oni tam jedli obiad czy co, ale jak była słoninka, to Żyd już nie wziął, bo to było trefne. Ale w zgodzie żyli. Jak weszli Niemcy tutaj, zburzyli bóżnicę, cmentarz żydowski  zburzyli kompletnie i cały ten na przedmieściu co tam jest, był wybrukowany tymi pomnikami żydowskimi i to tak stało. A w czasie okupacji, to Niemcy po prostu robili pokaz: wyprowadzali tych starych Żydów, bo to Żydzi nosili  pejsy takie, obcinali im i to tak, byli różni ludzie, jeden ubolewał, drugi nie. Z tym, że z wszystkich wiosek, takich co tam trzy rodziny było czy cztery, to ściągli do Tyczyna. To tu była ciasnota. Żydówki nie chodziły do bóźnicy. W sobotę oni chodzili do bóżnicy. Żyd był ubrany na czarno, takie jeszcze czapki i książki takie pod tym, ale to tylko Żydzi. A kobiety nie chdziły. Ale społeczność ta Polska nasza żyły w zgodzie z tymi Żyduszkami.  Żyd to kacap był nazywany, że to taki wyzyskiwacz jest (…) ale Żyd to po prostu za ileś miała groszy, poszłaś, kupiłaś, to on ci… Jeszcze ja pamiętam,  jak mama mnie wysyłała do sklepu: „kup ćwierć fonta cukru” – to tylko 25 dag, bo się nie kupowało więcej, bo nie było pieniędzy, ale Żyd Ci dał nawet  zapałki,  jak trzeba było wziąć  sól nawet, a nie miałas pieniędzy, powiedziałaś, że jutro przyniesiesz, no to Żyd dał. Jedno takie zdarzenie, to już jako dziecko to pamiętam: Niemiec prowadzi Żyda. No to Ojciec: „Już do domu, do domu, do domu”. Ale popatrz jaki Niemiec był bezczelny, starego człowieka z taką brodą - potykał się - przyprowadził go na pagórze i to o tu, na dole przeszedł tędy i tam go wyprowadził i tam go zastrzelił. I szedł i to sam bez obstawy Niemiec. To jaki był pewny. Ale dlatego podobno go zastrzelił, bo jak Niemcy przyszli, to Żydy wszystko musieli - kożuchy nie kożuchy – wszystko oddać. I tyko był ubrany ten biedny Żyd w takie strzępy z takiej kożuszanej kamizelki. Tylko ten Niemiec widocznie rok wcześniej, tu jak stali w Tyczynie, jeździli na nartach tutaj. Widocznie musiał wiedzieć te drogi, gdzie tu dojść, żeby to nie zrobić w Tyczynie, tylko zamanifestować, że jacy oni odważni, że on potrafił tu z Tyczyna, sam jeden. Ojciec nam nie pozwalał, ale my tak cicho… Już zeszedł Niemiec, już zeszedł… to myśmy pognały z bratem Ludwikiem popatrzeć. No leżał pokrwawiony. Za chwilę Żydzi przyszli we czterech z takim noszem, tak że go tu nie pochowali, ale wydrapali tę krew, to wszystko i zabrali go. Ale naród taki, no to współczuwał, bo poszłaś do Żyda, to czy miałaś kupić, czy nie, to on ci dał. Ale jak poszłaś za wcześnie, a on się modlił, to on nie przerwał modlitwy.  A jak się modlił, to taką miał pelerynę w paski, był odziany, przykazania miał, rzemyki na rękach. Przestał się modlić, przeprosił cię i wtedy załatwiał sprawy. Już zaczyna się w ‘39 roku zaczyna się taka jakby nienawiść do Żyda a bo to kacap. To jeszcze taki wierszyk pamiętam: „ Zamiast mięsa, szczura sieka, brudnej wody da do mleka, rozczyn ciasta z robakami zagniatany jest nogami”. Była puszczona taka propaganda, że Żydzi na Święta Wielkanocne, bo oni tam mieli w inny dzień, bo oni w sobotę świętowali. To takie placki mieli swoje, ale do tych placków musiał być krew człowieka – Polaka. Do tak zwanych - maca się nazywała. I była, że to Żydzi mordują, ale to tylko była, żeby społęczeństwo skłócić. I do tej macy oni nie zjedzą tylko musza mieć krew umęczoną Polaka a nie Żyda do tej macy. No to taka propaganda była, a ludzie niektórzy wierzyli. I potem Polacy tak wrastali w to. Rzeszów. Wszystkie bóżnice były rozwalone. Cmentarz zaraz jak się z Rzeszowa wyjeżdża, po lewej stronie, to był cmentarz też Żydowski. Wszystkie ślady były zatarte. I tak zostało. Z tym, że moja mama jako sąsiadka to mile wspomagała Żydów, tak w zgodzie żyli. Nawet moją mamę lekarz żydowski, bo była w ciąży, urodziła siostrę – 5 lat młodsza ode mnie - i dostała skurcz, że po porodzie dwa dni nie wyprostowała nogi. A ojciec mój pracował w ten czas we dworze państwowym, ale to nie osiem godzin tylko wiem, że wychodził już po czwartej, po piątej rano i wracał późno wieczór (…) No i dopiero mu ten żądca mówi, jak ojciec powiedział, że żona jest tego [chora]. „A to czego lekarza nie bierze?”. A ojciec się bał, bo to taką pensję mu dawali, a jak by wziął lekarza, to mu znowu odtrącą. Mimo co ten żądca mu kazał przwieźć tego. No i Żyd przyszedł, pooglądał, dał leki i wszystko. A za trzy dni mama chodziła na nogi (…) Żyd był krawcem, lekarzem, Żyd był adwokatem. Bogaci to inwestowali. Jest wiosna, drzewa kwitną, jak na Hermanową, to duże sady każdy miał, bo miał  ten skrawek ziemi. Żyd potrafił już kupić te owoce jak jeszcze kwitły, bo on był przebiegły. Mimo, że on jeszcze nie zapłacił całość, ale mimo jak ściągnie ten owoc, to on na nim zarobi. I później to wozili  całe i mieli piwnice też specjalne na to. Choć on tu jeszcze zapłacił za kwiaty, ale jemu się opłaciło. Te biedne, no to szyli wszystko. Nawet mój kuzyn to się uczył u Żyda szyć. Tamten Żyd szył i on tam się uczył, bo ojciec zmarł i ta matka miała dwóch tych synów i chciała, żeby się czegoś nauczyli, bo pola mieli tylko tyle, że mogła dwie kozy uchować. Nie wyżyli z tego. Ci młodzi jeszcze bogaci mieli pieniądze, wcześnie już mieli radio i to, to wyjechali (…) dużo do Stanów.  Zresztą po całej prawda świecie byli Żydzi. Żyd to w polu nie robił kompletnie, tylko handel. Wiem, że nawet Żydówka przychodziła do mamy po mleko, ale znowu musiała stać przy dojeniu, przyniosła se swój wiaderko, mama jej udoiła, ale musiała ręce umyć, wszystko, no bo było by trefne. Ale zapłaciła i mama była jeszcze zadowolona, bo jeszcze obliczyła, że jeszcze może kupić sól i mydła kawałek.  W sobotę  Żyd to był ubrany w taką czarną suknię do ziemi, książkę  pod pachą i czapkę z takim jeszcze kożuchem trochę. Tylko Żydzi chodzili do bóżnicy, ale Żydówki nie chodziły. Imiona było tak: to Rywka, to Ewka, Sabinów dużo było. Tu Żydówki to miały, to była jedna Sabinka (…) był jakiś Szymek też (…) Ale oni w swoim gronie se  czy śluby, czy wesela, to tego nie pamiętam.

 

OPIS NAGRANIA:

Tytuł: Anna Warda  -  O Żydach mieszkających w Tyczynie i Hermanowej [I poł. XX w.]

Realizacja nagrania i prowadzenie rozmowy: Jolanta Krzanowska

Miejsce realizacji nagrania: Hermanowa

Data realizacji nagrania: 01.06.2019