Kino związkowe Mewa WSK powstało 1 stycznia 1956 roku w zakładowym Domu Kultury PZL WSK na rzeszowskim osiedlu Dąbrowskiego. Uruchomione z wielkim, właściwym epoce propagandowym entuzjazmem w początkach istnienia borykało się jednak ze znaczącym, technicznym problemem.
"Trudności techniczne naszego kina wynikają przede wszystkim z tego, że posiada ono 2 aparaty wąskotaśmowe, które mimo, że niedawno wyprodukowane można nazwać bez przesady starymi gratami" - pisano w "Wiadomościach Fabrycznych" (04.1956 r.) Twierdzono, że ten brak szerokotaśmowego projektora ograniczał dostęp do emisji nowoczesnych, "wartościowych filmów" w tym kinie. Gdy w światowych kinach emitowano już kolorowe filmy panoramiczne to rzeszowskie kino było prymitywne. Gazeta pisała o fatalnej jakości dźwięku i projekcji co sprawiało, że kino WSK traktowano wówczas niezbyt poważnie. A przecież obecność kina na tym robotniczym osiedlu miała realizować socjalistyczną ideologię nauki, zabawy i wychowania prostego robotniczego społeczeństwa. Niektórzy bywalcy twierdzili, że "to było kino jak na Dzikim Zachodzie".
W październiku 1982 roku kino Mewa [przyp. red. - brak danych genezie nazwy], po dwóch latach niebytu, wznowiło działalność.
Zawieszono je z powodu ogromnego, jak na owe czasy, deficytu budżetowego. Utrzymanie sali, sprzętu, obsługi, nikły zysk ze sprzedawanych biletów i brak inwestora zainteresowanego wsparciem działalności kina spowodowały, że kino zamknięto. Wówczas zdawano sobie sprawę, z powodów spadku zainteresowania tym kinem. Winą za ten stan rzeczy obarczono film. W tym kontekście “Wiadomości Fabryczne: pismo WSK PZL-Rzeszów” w listopadzie 1982 roku pisały o utworach nie najlepszego gatunku i nieciekawym oraz źle dobranym repertuarze. Pierwszym lekarstwem na regres miały byś słynne dziś Poranki filmowe dla dzieci i młodzieży, ale młodzi widzowie nie okazali jednak spodziewanego zainteresowania. Potem panaceum dla uruchomionej na okres próbny Mewy miały stać się dobre filmy, które nigdy się nie starzeją. I tak na ekran tego osiedlowego kina trafiły przykładowo adaptacje polskich powieści takich jak “Potop” i “Krzyżacy” czy zagraniczny “Konwój” i “O jeden most za daleko”. Stawiano na stare, dobre i sprawdzone produkcje.