Krystyna Pawłowska - "Zofia i Stanisław Bartynowscy - Moi dziadkowie i historia założenia Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie"

Filtruj

Znajdź archiwalia
Data09.06.2020

Krystyna Pawłowska

Zofia i Stanisław Bartynowscy - Moi dziadkowie i historia założenia Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie​

Życiorys mojego dziadka Stanisława zaczyna się od zagadek. Grób, w którym pochowani są Bartynowscy znajduje się na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie w pobliżu muru południowego, czyli tam, gdzie leżą stare, krakowskie rodziny. Grobowiec ma formę dużej ziemnej mogiły czy może małego kurhanu, pokrytego czapą z bluszczu. Ma murowaną piwnicę, ale od góry przysypany jest ziemią. Jedynie od strony alejki kopiec ramuje kamienna ścianka, w którą wmurowane są mosiężne tabliczki z nazwiskami i imionami osób i datami urodzenia i śmierci. Tę nietypową formę grobowiec zawdzięcza pradziadkowi Władysławowi Bartynowskiemu, który ponoć życzył sobie leżeć pod ziemią.

Tabliczki nagrobne są podobnej wielkości i formatu, ale mają rozmaite liternictwo. Nic dziwnego, były przecież robione w różnych latach, przez różnych wytwórców. Wszystkie, oprócz dwu, mają jednak pełne daty urodzenia i śmierci – dzień, miesiąc, rok. Na tabliczce Wacława Bartynowskiego, brata mojego dziadka, nie ma obu dat dziennych, ale dziwniejsze jest to, że na tabliczce dziadka Stanisława jest co prawda pełna data śmierci, ale jeśli idzie o datę urodzenia napisany jest tylko rok. Dlaczego? Dzień urodzin udało mi się jednak znaleźć, bo zachował się odpis metryki chrztu zrobiony, gdy Stanisław miał 31 lat. Widnieje tam data urodzenia 30 października 1857.

W archiwum domowym zachowało się też świadectwo ślubu Władysława i Karoliny z Szymanowskich czyli rodziców Stanisława. Ślub odbył się w Częstochowie na Jasnej Górze 14 lutego 1857 roku. Między tą datą, a datą narodzin pierworodnego syna Stanisława minęło zatem 8,5 miesiąca. Ciekawe więc, czy dziadek był wcześniakiem czy panna Karolina zaszła w ciążę przed ślubem, czy może noc poślubna pradziadków była tak owocna, a poród 2 tygodnie przed czasem nie jest niczym dziwnym. Tego się nigdy nie dowiem i dziś żadna z tych wersji nie jest dla mnie trudna do zaakceptowania.

Są jednak dwa fakty zastanawiające: dlaczego brak dokładnej daty urodzenia na tabliczce nagrobnej? I dlaczego ślub odbył się w Częstochowie? Poczęcie dziecka przed ślubem było wówczas traktowane jako czyn godny potępienia, więc może dlatego rodzina go ukrywała i to nawet po śmierci dziadka? Może wszystko było korekt, ale ten zestaw dat ktoś mógł zauważyć i budować na nim złą sławę młodych Bartynowskich? 

Karolina pochodziła z Warszawy ze znanej rodziny frankistów[1]. Była krewną Celiny Mickiewiczowej – żony Adama, a także Marii Szymanowskiej – znanej wówczas pianistki i kompozytorki. Czyżby Częstochowa miała być po prostu miejscem w połowie drogi między Krakowem a Warszawą?  Mocno wątpię. Czy może szło o ślub cichy z niewielką liczbą gości? Poza tym ślubem, nie wiem o niczym, co wiązałoby te rodziny z Częstochową. Bartynowscy mieli silne związki z klasztorem, ale ojców Kapucynów w Krakowie. Wszak kościół Kapucynów był pierwszym miejscem pochówku Maksymiliana Bartynowskiego – ojca Władysława. Z tym klasztorem współpracowali zarówno ojciec jak i syn. Dość dziwne to wszystko. Gdyby nawet przyjąć, że ślub odbył się ok. 2 tygodnie po poczęciu dziecka, to  musiałby być już wcześniej zaplanowany. Na to, aby dowiedzieć się o ciąży i zorganizować cichy ślub trzeba więcej niż 2 tygodnie. Reasumując, najbardziej prawdopodobna wersja to ukrywanie daty z obawy przed pomówieniami, ale i to nie jest pewne.

Ryc. 1. Władysław i Karoina Bartynowscy / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Zbierając materiały do tej książki, dość często natrafiałam na informacje, które ewidentnie ktoś ukrywał przede mną, albo ogólnie, które ukrywano przed dziećmi. Były to informacje kompromitujące zdaniem tych, którzy je ukrywali. Na przykład z niemałym zdziwieniem dowiedziałam się dopiera teraz, że moja prababka Karolina była Żydówką – frankiści wszak byli Żydami, a jeden z praprapradziadków Meciszewski prawdopodobnie był masonem. Niezależnie od tego, jak dziś oceniamy i jak ja sama oceniam tego rodzaju fakty, powstaje pytanie, czy grzechy lub domniemane grzechy przodków należy ukrywać przed młodym pokoleniem. Sądzę, że ukrywanie prawdy bywa formą kłamstwa i że młode pokolenie zwłaszcza, gdy osiągnie odpowiedni wiek, powinno poznawać fakty, a nie mity o swoich przodkach.

W odpisie aktu urodzenia dziadka, oprócz daty jest także miejsce narodzin. Podano tu ul. Gołębią 28 i tu tkwi następna zagadka. Adres ten dzisiaj nie istnieje. Opisy wielkiego pożaru Krakowa  w roku 1850 mówią, że pierwszym domem starego miasta, na który wiatr przeniósł pożar z Dolnych Młynów, był dom Emilii Bartynowskiej[2] mojej praprababki. Był to dom nazywany „Pod Matką Boską” właśnie pod numerem 28.  Tam Emilia przeniosła się wraz z dziećmi po sprzedaży dworu w Karniowicach. Zapalił się dach tego domu i stąd rozprzestrzenił się dalej. Czy po pożarze dom dało się doprowadzić do porządku? Zapewne tak, bo ten adres podał Władysław zapisując się na Uniwersytet Jagielloński w 1851 r.[3] Ten adres podano też w odpisie aktu chrztu Stanisława[4] i także figuruje w księdze adresowej  z 1860 roku jako realność należąca do Władysława Bartynowskiego.[5]

W roku 1883 domu tego już z pewnością nie było, bo w tym miejscu rozpoczęto budowę gmachu Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Budynek ten nosi teraz numer 24 i jest to najwyższy numer domu przy ul. Gołębiej.

Gdziekolwiek urodzony i kiedykolwiek, przed czy po ślubie poczęty, dziadek Stanisław w świetle dokumentów, listów i pamiątek jawi się jako człowiek prawy, aktywny, szlachetny i bardzo sympatyczny. Jak dowodzą zdjęcia był też przystojny, a wraz ze swoją żoną Zofią stanowili  kochającą się i pełną wdzięku parę.

Ryc. 2. Stanisław i Zofia Bartynowscy / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym


Zofia z Grabkowskich moja babcia była piękną panienką ze dwora. Jej ojciec Feliks Grabkowski, jak pisała moja ciotka Maria Bartynowska, był sybirakiem, co zapewne oznaczało, że był także powstańcem styczniowym. Umarł w roku 1881, kiedy Zofia miała 11 lat. 

Ryc. 3. Feliks Grabkowski / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

O ile Grabkowski był szlachcicem herbu Jastrzębiec, to jego żona Józefa Godziemba z Lubrańca Dąmbska była prawdziwą hrabianką.  Ilekroć moja mama lub ciotka wspominały to nazwisko, podkreślały z naciskiem, że to nie byli zwyczajni Dąbscy, ale Dąmbscy przez „ąm”, co brzmiało tak, jakby to dodatkowe „m” miało być czymś świadczącym o wspaniałości rodu. Józefa i Feliks mieli sześcioro dzieci, co w tamtych czasach nie było ewenementem, ale gdy po śmierci męża Józefa została sama z szóstką dzieci, musiała to być prawdziwa tragedia i zadanie ponad siły. Majątki powstańców były rekwirowane, więc pewnie środki do życia były bardzo ograniczone. Wdowa po Feliksie Grabkowskim Józefa, po śmierci męża została wzięta w opiekę przez rodzinę Dąmbskich, z której się wywodziła. Mieszkała we dworze w Kalinie Wielkiej lub w pałacu w Tczycy – oba majątki należały do Dąmbskich. Zosia, czyli moja babcia urodziła się jednak w Mianocicach. Dokumenty tego nie mówią, ale można przypuszczać, że miało to miejsce w pałacu Hallerów[6] odległym od Kaliny o 12 kilometrów, a od Tczycy o 20. Związek Józefy Grabkowskiej z Hallerami nie był bezpośredni. Józefa rodziła Zofię w domu ciotki swojej bratowej.[7] Niemniej związek ten a także wieloletnie sąsiedztwo mogło być uzasadnieniem dlaczego Józefa w trudnej sytuacji, w jakiej rodziła Zofię, oddała się w opiekę życzliwym jej ludziom poza domem. Feliks był w tym czasie poważnie chory. Z tego, czy innego powodu powstał wielki chaos, bo narodzin Zofii w księgach parafialnych w ogóle nie odnotowano. Brak ten wyszedł na jaw dopiero w roku 1892, gdy Zofia miała wyjść za mąż. Wtedy to w parafii w Książu Wielkim sporządzono nietypowy dokument zastępczy pt. Akt znania o urodzeniu i chrzcie świętym Zofii Grabkowskiej, który zachował się do dziś w moim archiwum. W dokumencie tym jako przyczynę braku wpisu podano zły stan zdrowia ojca Zofii, a jako powód wydania tego potwierdzenia, zamiar zawarcia przez Zofię związku małżeńskiego.

Ryc. 4. Akt znania o urodzeniu i chrzcie świętym Zofii Grabkowskej 1892 / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Tak więc mamy oto dwójkę bohaterów: Stanisława ze starej krakowskiej rodziny i Zosię z panienkę ze dwora z koligacjami arystokratycznymi, ale bez posagu.

Ryc. 5. Autografy Stanisława i Zofii / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Wiadomości o ich dzieciństwie są dość skromne. Nic nie wiem o edukacji Zosi. Czy uczyła się w szkole, czy odebrała domowe wykształcenie typowe dla panienek ze dwora? Na pewno uczyła się kaligrafii, bo pismo miała piękne, czytelne, co dla mnie teraz jest o tyle ważne, że czytanie jej listów nie jest trudne. Brała też lekcje francuskiego, bo w jej listach zdarzają się krótkie wstawki w tym języku, a jeden z listów do niej adresowanych jest w całości po francusku. Znała też język rosyjski, bo w jednym z listów pisze, że udzielała komuś lekcji tego języka.

Jeśli zaś idzie o Stasia, w latach 1870-1877 uczęszczał  do Gimnazjum św. Anny w Krakowie. Szkoła ta mieściła się wówczas o krok od jego miejsca zamieszkania, bo przy ul. Św. Anny naprzeciw kościoła. Miała świetne, stare tradycje i wysoki poziom, ale według zachowanego świadectwa z roku 1872,[8] Stanisław uczył się raczej słabo - jedynie z matematyki dostał wówczas ocenę „chwalebny”.

Ryc. 6. Stanisław Bartynowski (stoi z tyłu) z rodzeństwem: Teresą (po lewej), Wacławem (w środku) i Bronisławą (po prawej) / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Po maturze wyjechał na studia w Technische Hohschule we Wiedniu, gdzie studiował chemię w latach 1877 – 1883. Z dyplomem inżyniera chemika wrócił do Krakowa. Jego rodzice mieszkali wówczas przy ul. Straszewskiego 21.

Ojciec Władysław zapewne nie był zachwycony tym kierunkiem wykształcenia syna ponieważ wysoko cenił sobie tradycje rodzinne, a w tej rodzinie tradycyjny był zawód prawnika. Jego ojciec Maksymilian był sędzią. Brat ojca Piotr profesorem prawa na UJ. Synowie Piotra: Franciszek był archeologiem, a Marian sędzią. Sam Władysław nie miał wyższego wykształcenia. Próbował studiować prawo na UJ, ale go nie skończył. Wciągnęła go bez reszty pasja kolekcjonerska zaszczepiona mu przez ojca. Ten brak naukowego tytułu nie przeszkodził mu w osiągnięciu pozycji autorytetu wybitnego uczonego w kilku dziedzinach. Całe życie usiłował zaszczepiać swoją pasję członkom rodziny i innym osobom z jego otoczenia, stąd można nawet mówić o swego rodzaju szkole przez niego tworzonej. W związku z tym syn inżynier chemik zapewne nie był szczytem jego marzeń. Może dlatego Stanisław postanowił się usamodzielnić finansowo i uniezależnić od majętnego, ale nieco apodyktycznego ojca. Już w tym samym roku w którym skończył studia dostał pracę w Fabryce Cukru i Rafineryi (oryginalna pisownia) „Guzów” pod Rudą Guzowską. Było to wielkie przedsiębiorstwo należące do magnackiej rodziny Sobańskich. Kazimierz Sobański, ówczesny właściciel Guzowa był z zamiłowania numizmatykiem[9]. Można więc się domyślać, że znał Władysława Bartynowskiego i być może ta znajomość spowodowała, że Stanisław znalazł pracę w Guzowskiej cukrowni. Wspaniały neorenesansowy pałac znajdował się nieopodal fabryki.

Pracował tam 8 lat (1883- 1891). W tym czasie awansował z młodszego chemika na wicedyrektora, więc widać, że był wysoko ceniony, co zresztą potwierdza pełne pochwał świadectwo pracy.

Ryc. 7. Świadectwo pracy Stanisława Bartynowskiego z cukrowni w Guzowie / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Tu Stanisław poznał Zosię Grabkowską i tu zaczęła się miłość, która trwała do śmierci Stasia w 1923 r.

Co robiła w Guzowie Zosia Grabkowska? Z listów, które wymieniali zakochani po odejściu Stasia z pracy w Guzowie, nie wynika to bezpośrednio. Powtarzają się w nim relacje o zdrowiu małego Henia zwanego Heniutkiem - siostrzeńca Zosi i wymieniane są imiona Marii i Jana, którzy byli jego rodzicami. Można przypuszczać, że ów Janek to Jan Norblin, a Maria to jego żona z domu Grabkowska – siostra Zosi. Norblin prawdopodobnie pracował też w cukrowni, a Zosia przyjechała do siostry pomagać jej w wychowaniu Henia. Zapewne nie mieszkali w pałacu Sobańskich, lecz wraz z innymi pracownikami fabryki w innych zabudowaniach, ale kontakt z Sobańskimi był ponieważ Zosia w swych listach wielokrotnie wspomina to nazwisko. Plotkuje, co robią i przytacza ich opinie w określonych sprawach, między innymi, o wybitnie dobrej ocenie pracy Stasia (….Sobańska ogromnie Pana żałuje [10]). Naśmiewa się z jednego z kolegów jej przyszłego męża, że był na polowaniu z hrabiami i strasznie się tym chwalił.  Polowanie musiało być spore, skoro ubito na nim 150 zajęcy i kilkadziesiąt kuropatw.[11]

Młodziutka Zosia była o 13 lat młodsza od pana inżyniera Bartynowskiego. Niemniej miłość kwitła i wszystko zmierzało ku oświadczynom, które nastąpiły wreszcie we wrześniu 1892 roku (Stachu więc ja naprawdę jestem wszystkim dla Ciebie? Wiesz, że czasami zdaje mi się, że to czyste niepodobieństwo, by ów poważny pan Stanisław z Guzowa listy podobne pisał…).[12] Stanisław jednak uważał, że praca w Guzowie mu nie wystarcza, że stać go na więcej. Postanowił ubiegać się o wyższe i lepiej płatne, stanowisko państwowe, aby na pewnym gruncie przystąpić do  budowania rodziny. Niebawem taką pracę znalazł, ale nie obyło się bez trudności. Musiał opuścić narzeczoną, która pozostawała jeszcze jakiś czas w Guzowie. Potem wróciła do rodziny. Jej matka i rodzeństwo mieszkali wówczas w pałacu wuja Teofila Dąmbskiego brata matki w Tczycy. Wuj Teofil zastępował im nieżyjącego ojca - był opiekunem rodziny i w tej roli występował także we wspomnieniach mojej matki, jego ciotecznej wnuczki. W Tczycy mieszkała poza tym starsza pani Helcel, o której wszyscy pisali z atencją, uprzejmie dopytując się o jej zdrowie i przesyłając ukłony. Domyślam się, że jest to Adelajda, Maria z Wichtów Helcel von Sternstein – teściowa Teofila Dąmbskiego. Jedynie ze szczerych listów Zosi można domyślić się, że była to dama trudna do wytrzymania dla rodziny, wymagająca, dumna i kapryśna. Zawsze określana ­­była jako Pani Helcel, Madame Sternstein itp. Nigdy jako babcia czy ciocia. Synowie Teofila Tadeusz i Józef byli w tym czasie w Chyrowie, gdzie uczęszczali do słynnego gimnazjum konwiktu jezuickiego. Zaś Aleksandra Grabkowska siostra Zofii przebywała w Kalinie Wielkiej u innych Dąmbskich.

W okresie rozłąki  zakochanych to znaczy od września 1891 do lipca 1892 para pisała do siebie listy, które dotrwały do naszych czasów. Jest to spory pakiet 137 listów, w tym 64 napisał Stanisław, 37 Zosia, a resztę różne osoby z obu rodzin, do niej, albo do niego. Wszystkie dotyczą tematu rodzącej się miłości, zaręczyn i planowanego ślubu. Przypuszczam, że liczba listów Stanisława prawie dwukrotnie większa od listów Zosi, wynika nie z tego, iż panienka rzadziej pisała, lecz raczej z tego, że staranniej przechowywała listy, niż robił to młody pan inżynier. Listy te w sumie tworzą bogaty i wzruszający obraz życia tej pary. Zanim przeczytamy ich treść, spójrzmy na nie jako przyczynek do epistolografii tamtych czasów.

 

Ryc. 8. Pałac Dąmbskich w Tczycy, 1880, aut. Zakład Fotograficzny Rizza Joseph  / Zbiory Muzeum Historii Fotografii Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Wszystkie listy z pakietu, oprócz może koślawych literek chłopców z Chyrowa, są pisane pismem kaligraficznym. Tym samym pisma te są łatwiejsze do odczytania i mniej różnią się między sobą niż nasze obecne bazgroły. Najładniej i najczytelniej pisze Zosia. Równie kształtne są literki jej siostry Oli. Stanisław też pisze dość czytelnie, ale nie tak ładnie, jak jego ukochana. Najmniej piękne jest pismo ich matki Józefy z Dąmbskich Grabkowskiej. Nie przeszkadzało jej to strofować Zosi za jakiś fragment listu mniej porządnie napisany. Co gorsza w listach Józefy roi się od błędów ortograficznych. Rozumiem – dysleksja, ale są tam błędy niemal wszędzie, gdzie można je było zrobić. W moim pakiecie jest między innymi list napisany przez nią ze szczególną starannością. Skierowany jest do pana Władysława Bartynowskiego – przyszłego teścia jej ukochanej córeczki Zosi. Literki są równiutkie, wszystkie wygibasy i wykrętasy starannie wyprowadzone, treść najuprzejmiejsza z uprzejmych, ale niestety nie udało się uniknąć wyrazów prawdziwej rzyczliwości.[13]  Znałam jeszcze jedną osobę, która miała tak potężną dysleksję. Nie powiem kogo. Niech rozpozna sama siebie czytając ten tekst.

Papier listowy też jest godny uwagi. Zosia pisała na cieniutkich karteczkach w różnych pastelowych kolorach. Niektóre z nich ozdobione były motywami dekoracyjnymi: a to ptaszki na gałązce, a to wachlarzyk, a to bukiecik fiołków. Motywy były czymś w rodzaju malowanego reliefu. Podobną techniką były wykonane ozdoby na kartonikach wysyłanych przez rodzinę Bartynowskich z Krakowa. Tematyka motywów była myśliwska: a to podkowa, a to koński łeb z podkową, a to scenka z polowania. Stanisław pisał na kartonikach bez ozdób, ale ze znakiem wodnym, a gdy pisał z Krakowa, korzystał z papeterii domowej – tej z konikami. U Bartynowskich była jeszcze druga papeteria, z której korzystała Teresa – siostra Stasia. Tu dekoracja obejmowała całą kartkę i była rozmaitymi wariantami tematu brzozowego; a to kwitnąca gałąź, a to kora brzozowa z pszczółką lub żuczkiem, a to gaik brzozowy za płotkiem. Motywy te mają rysunek podobny do modnej wówczas tradycyjnej grafiki japońskiej.

Ryc. 9. Papier listowy z motywem polowanie i ptaszkami na gałązce / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Ryc. 10. List na "brzozowym" papierze / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Zosia i Staś we wszystkich listach pisali skąd są nadawane i pełną datę. Na innych na ogół czegoś brakuje. Dzięki staranności pary głównych aktorów, można to wszystko ułożyć według kolejności chronologicznej i zorientować się, gdzie kto kiedy przebywał. Częstym obyczajem było wykorzystywanie papieru do ostatniego centymetra, co niekiedy utrudnia odczytanie podpisu. Niekiedy treść nieskończona na czwartej, ostatniej stronniczce złożonego na pół kartonika, kontynuowana jest w górnej partii pierwszej strony, zazwyczaj dla odróżnienia do góry nogami. Czasami dwa wątki pisma są nałożone na siebie. Prawdziwie zaskakujący jest list Oli Grabkowskiej do Zosi. Prawie cały napisany jest w dwu prostopadłych kierunkach, jeden na drugim. O dziwo da się go jakoś przeczytać.

Ryc. 11. List z 6.11.1891 od Oli do Zosi pisane w dwuprostopadłych kierunkach / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Tyle o formie. Poznajmy teraz treść.

Praca, którą dostał wówczas Stanisław, to stanowisko Inspektora Technicznej Kontroli Skarbowej w Brodach polegające na kontrolowaniu gorzelni i browarów w powiecie brodzkim. Brody leżą dziś na Ukrainie. Znajdują się w odległości ok. 100 km na północny wschód od Lwowa. Wówczas były miasteczkiem zamieszkałym przede wszystkim przez Żydów. Było to bardzo daleko od Guzowa, od Tczycy – daleko od narzeczonej - jego najdroższej gwiazdeczki – najukochańszej Zosi.

W pierwszych listach  para zwracała się do siebie oficjalnie:  1 czerwca 1891 Szanowna Pani !… Stanisław Bartynowski, 24 września: Moja Droga Zosiu!…St. Bartynowski, ale już 7 października: Najdroższa Moja Zosiu!…Twój na zawsze Stanisław. I tak tytuły eskalowały powoli do: Najukochańsza Moja Zosieńko!, Najdroższa gwiazdeczko mojego życia!, Najdroższy mój skarbie!

Zosia zaczynała także od: Panie Stasiu!, ale zaraz potem był już tylko Stach, albo Mój Staś. Zaś w podpisie widniała.: Zosia, Zosieńka, Twoja Zosieńka itp. Para początkowo kryła się ze swoją miłością. Zosia skarżyła się, że przez omyłkę w liście do jego siostry Teresy napisała o nim „mój Staś”, przez co musiała cały list przepisać. Zosia donosiła, jaką sensację w tamtejszym kółku towarzyskim wywołały ich zaręczyny. Nie wyobrażasz sobie jakiego hałasu w naszej okolicy narobiły nasze zaręczyny – życzenia gradem się posypały zewsząd, nawet Wuj (który po części jest naszym opiekunem) poznałeś go u Janków, utrzymujący, że panna bez majątku nie powinna iść za mąż – małżeństwo nasze silnie aprobuje[14].  Zwierza się też, że zabrała się do szycia wyprawy. Stanisław wystosował oficjalny list do Józefy Grabkowskiej z prośbą o rękę córki. Propozycja została przyjęta z aprobatą. Przyszły zięć podobał się Józefie, co potem wielokrotnie było powtarzane, a Zosia nazywała Stasia beniaminkiem mamusi. Niemniej w liście do córki, Józefa skrytykowała pierścionek zaręczynowy. Jej zdaniem był za skromny – oj nieładnie, nieładnie pani prababciu, hrabianko Dąmbska przez „ąm”. To chyba ten sam pierścionek, który jako jedyny, od wielu lat noszę na swoim serdecznym palcu.

Żeby przybliżyć styl tych listów,  pozwolę sobie zacytować jeden z nich w całości. List ten Zosia wysłała z Tczycy 5 kwietnia 1891 ogromnie uradowana wiadomością, że Staś przyjedzie do niej trochę wcześniej niż planowali i pozna rodzinę swojej narzeczonej.

Stachu mój! Twój list donoszący mi, że za parę dni ujrzę Cię nareszcie napełnił mnie niewymownym szczęściem. List Twój wrócił mi dobry humor, na brak którego zaczęło się uskarżać moje otoczenie. A zatem Stachu: dwa pociągi przychodzą codziennie od granicy. Wyjechawszy z Krakowa rano o piątej , pociąg przychodzi tu o dwunastej rano, drugi wychodzi o dziesiątej rano i przychodzi o piątej po południu. Możesz zatem wybierać – następnie przesiadłszy się w granicy, po raz drugi w Strzemieszycach, a następnie już bez żadnych zmian dojedziesz do stacji Miechów…Iwan.-Dąbr[15]., gdzie zapytawszy się posługacza o konie, wsiądziesz potem, a pegazy nasze przywiozą Cię do Tczycy – witany przez wszystkich moich serdecznie, no i przez p. Zofię przy wszystkich, a przez Twą Zośkę gdy przypadkiem znajdziemy się sami; rozumiesz to Stachu, prawda! Wuj, choć jest jeszcze wdowczykiem w sile wieku, ma jednak pod niektórymi względami przedpotopowe pojęcia, a zatem!

Ciekawa jestem bardzo, jak Ci się Tczyca podobać będzie. N a pierwszy rzut oka jest ona nadzwyczaj niesympatyczną wioską, nam ona jednak jest ona nadzwyczaj miła. Dom budowany przez budowniczego, który pewno miał takie samo pojęcie o budowli, jak ja, wygląda strasznie. Ludek nasz zowie go pałacem, znajdziesz tu i basztę, siedlisko gołębi najpospolitszych, wróbli i całej rodziny sowiej, która nas co wieczór swoim bezlitosnym „pójdź” rozbudza. Mimo to Tczyca jest dla mnie czemś wyższym, ach Stachu, jak ona jest śliczną teraz na wiosnę, zieloność zastępuje miejsce martwoty, a ciepły wietrzyk tak mile pieści ucho!

Nie długo co prawda służył Ci Twój koń, biedny, tak marnie zakończył swój żywot – cóż się dzieje z jego kolegą?

Wystawiam sobie, jak Rodzina Twoja musi być szczęśliwa mając Cię tak długo, chociaż prawdopodobnie nie wiele godzin dziennie poświęcasz Im. Czesiowie czy przyjeżdżają na święta do Rodziców? Madame de Sternstein wyraziła mi dzisiaj swój żal, że Cię nie pozna, wyjeżdża do Jadwisi. Od paru dni jesteśmy w cudownej zgodzie, na spacerach podaję jej rękę, toteż wierz mi, korzysta z tego sumiennie opierając się tak silnie na mem słabem ramieniu, że potem przez kilka godzin ręki nie czuję – ale cóż robić, trzeba się poświęcić dla ludzkości!

Stachu mój drogi zatem napisz , kiedy przyjedziesz, a pamiętaj stacja Miechów. Jak to miło pisać „do widzenia” za parę dni!

Rodzicom ucałowania rączek, Teśce całusa przesyłam, p. Wacławowi ukłony, a Tobie Stasiu najsilniejsze uściśnienia dłoni, Twoja i Tobie oddana.

Zośka

Mama przesyła pp. Piękne ukłony

……Nie obawiaj się tak bardzo krytyki mej Rodziny. Z mojego opowiadania znają Cię już tak dobrze, nawet niektóre specjalne Twe wyrażenia nie są im obce. Tak więc mój Stachu, żeby tylko można te święta przyspieszyć – ale cóż, nadrobić się nic z kalendarzem nie da, a z dyrektorem, czy naczelnikiem Twoim tem gorsza sprawa. Czekać więc ciągle jeszcze czekać trzeba nam cierpliwie, tymczasem uściśnięcia załącza Ci Twoja sercem Zosieńka [16]

Stanisław tymczasem pełniąc swą służbę jeździł od gorzelni do gorzelni. Jego listy nadawane są z Brodów, Złoczowa, Brzeżan, Przemyślan, Zborowa, Glinian, Pomorzan, Janczyna, Snowicza. Wszystkie te miejscowości znajdują się obecnie na Ukrainie, w okolicach Lwowa. We wszystkich są haniebnie zaniedbane pałace rodów magnackich, do których zapewne należały także gorzelnie. Stanisław jeździł zazwyczaj zaprzęgiem konnym, grzęznąc w błocie, marznąc w przypadkowych zajazdach i hotelikach śpiesząc się nieustannie. Miał mało czasu na pisanie do Zosi, niemniej pisał regularnie co 2, 3 dni. Czasem pisze ze Lwowa, gdzie znajdowała się jego dyrekcja. Wówczas odwiedza, a pewnie także nocuje u swojej siostry Broni, która niedawno wyszła za mąż za doktora Czesława Uhmę, który niebawem miał zostać profesorem Uniwersytetu Lwowskiego.

Zosia odpowiadała najpierw z Guzowa, a potem z Tczycy. Tematyka tych listów jest przede wszystkim miłosna, trochę plotek z otoczenia Zosi, narzekania Stasia na zmęczenie ciągłymi podróżami, planowanie poznania się rodzin Bartynowskich i Grabkowskich. Wszystko to nie było łatwe, bo Guzów należał wówczas do Prus, Tczyca do Rosji , a Kraków do Austrii. Władysław miał wówczas 59 lat, a Józefa 64. Tczyca na szczęście  znajdowała się o zaledwie 6 km od stacji kolejowej w Charsznicy.[17] Planują ślub, co zmusza ich do przesyłania dokumentów. Staszek ma jeszcze jeden kłopot. Aby praca inspektora mogła być potraktowana jako stała, musi zdać państwowy egzamin we Wiedniu. Nie ma jednak czasu się uczyć, bo jeździ wciąż z miejsca na miejsce. W celu zdania egzaminu w końcu udaje się do Wiednia. Tam dowiaduje się, że kontrakt może być przedłużony o jeszcze jeden rok bez egzaminu. W przekonaniu, że nie jest dobrze przygotowany, korzysta z tej możliwości, co nie bardzo podoba się jego ojcu. Listy opisujące tę sprawę pochodzą z Krakowa, gdzie Stanisław zatrzymał się po drodze do Wiednia.

Wraca do Brodów, gdzie szuka mieszkania, wybiera i  kupuje meble. Ciekawa jestem, czy może jest coś, co wówczas kupił, co znajduje się teraz w moim mieszkaniu. Nie jest to wykluczone. Zosia z niecierpliwością czeka na ślub, który wciąż oddala się w czasie. Gorąco zapewnia narzeczonego, że nie potrzebuje luksusu, że wszystko, cokolwiek Stasio wybierze, to jej się spodoba, byleby nareszcie byli razem.

Tymczasem mama Józefa szyje narzeczonej wyprawę: pościel, bieliznę, obrusy, ręczniki, a każda sztuka musi być oznaczona ozdobnym, wyszywanym monogramem. W tym przypadku jestem pewna, że są takie składniki tego posagu, które do dziś znajdują się w moich komodach. Mam także kwadratowe pudełko o wymiarach ok. 10x10 cm w którym znajdują się cienkie, miedziane blaszki z wycięciami w kształcie ozdobnych liter. Były to matryce do nanoszenia na płótno rysunku owych monogramów. Według tego rysunku można było wykonać ręcznie wypukły haft angielski.

W tej fazie przygotowań do ślubu Zosia korespondowała z krewnymi i przyjaciółmi rodziny. Ustalało się wówczas kto, kiedy może przyjechać na ślub, a kto żałuje bardzo, ale absolutnie nie może. Wspomina także o wyprawie po szatę, w której zobaczy ją narzeczony – myślę, że miała na myśli suknie ślubną

Jest jeszcze temat zdjęć. Nie tylko narzeczeni chcą mieć nawzajem swoje konterfekty, ale także chcą tego ich bliscy. Ale żeby zrobić zdjęcie, Zosia musi jechać do Warszawy, a Stanisław do Lwowa. W końcu się udaje i wszyscy się znają przynajmniej z fotografii. Zosia jeszcze przed poznaniem korespondowała z siostrami narzeczonego Teresą i Bronisławą. Wszyscy mają najlepsze chęci i wielką nadzieję, że małżeństwo Zosi i Stasia będzie udane, że wszyscy się polubią. Nie wiem, czy te nadzieje spełniły się w stu procentach, ale wiem na pewno z opowiadania mamy, że pradziadek Władysław bardzo kochał swoją synową i traktował ją jak córkę.

Ryc. 12. Teresa Walentowiczowa i Bronisława Uhmowa - siostry Stanisława / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Wreszcie nadszedł czas na zapowiedzi. Muszą być ogłoszone w Tczycy i w Brodach, ale najpierw trzeba skompletować dokumenty i przesłać je pocztą przez granicę. Nie ma tego w listach, ale w tym momencie musiał wyjść na jaw brak metryki chrztu Zosi. Sporządzono więc wspomniany dokument zastępczy. Rozmaite komplikacje z dokumentami zajmują sporo miejsca w listach narzeczonych. Staś był z Galicji, a Zosia z tzw. Królestwa. Odpowiednie władze kościelne były we Lwowie i w Kielcach. Dokumenty wędrowały przez granicę, przez co ślub się opóźniał, a narzeczeni nieustająco tęsknili. Cichy ślub odbył się prawdopodobnie 18 lipca 1892 r. w Tczycy. Jest tam okazały eklektyczny kościół o bardzo starym rodowodzie, lecz wielokrotnie przebudowywany. Z Krakowa przyjechało tylko 5 osób z rodziny Stanisława: ojciec Władysław, matka Karolina, siostry Teresa, Bronisława i  brat Wacław. Resztę trzeba sobie wyobrazić.

W tym miejscu pozwolę sobie wyrazić zdziwienie, że w listach, oprócz paru formalnych pozdrowień nie ma niczego, co tyczyłoby matki Stanisława Karoliny. Umarła w rok po ślubie syna, więc mogła być w tym czasie poważnie chora. Zapewne z tego powodu nie mogła sama pisać, ale dlaczego nikt nie dopytuje się o jej zdrowie, nie zastanawia się, jak przyjmie przyszłą synową itp. Znowu jakaś dziwna tajemnica.  Moja Mama, które dość dużo mówiła mi o swojej rodzinie, nigdy o niej nie wspominała. Jedyna wiadomość dotyczyła pokrewieństwa z Celiną Mickiewiczową. Mama urodziła się 10 lat po jej śmierci, więc swojej babki nie znała, ale kompletne milczenie jest zaprawdę dość zagadkowe.

Ryc. 13. Piękna panna Zosia Grabkowska / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Najstarsze zdjęcie Zosi, jakie posiadam zrobione jest w Krakowie, w pracowni Walerego Rzewuskiego. Zosia w ciemnej bufiastej sukni i kapeluszu z kokardą siedzi na sztucznej skale (endemiczna formacja geologiczna spotykana tylko w pracowniach fotograficznych). Ma dwa piękne, bardzo długie warkocze, pierścionek na palcu i zadziwiająco szczupłą kibić. Potwierdza to zachowana do dziś, koronkowa czarna suknia, w którą potrafiłam się wbić z wielkim trudem we wczesnej młodości. Nie da się z tego wywnioskować, czy jest to zdjęcie sprzed ślubu, czy po ślubie. Zatem ślub możemy sobie tylko wyobrazić. Ja wyobrażam sobie letni pogodny dzień, sfalowany wiejski krajobraz pól i lasów, niewielką grupę gości i piękną pełną szczęścia parę młodą – Stasia i Zosię. Słowem - sielanka.

Ryc. 14. Zofia i Stanisław Bartynowscy / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Pan Stanisław zawiózł żonę do dalekich Brodów i… sielanka się skończyła. Nie, nie, nie dlatego, że przestali się kochać. Zosia niebawem urodziła maleńkiego Stasia juniora, ale po roku niestety dziecko umarło. To straszne w każdych okolicznościach, ale poza tym Zosia mieszkała z dala od swoich bliskich i jeszcze dalej od rodziny męża. Do Lwowa, gdzie mieszkali Czesiowie też nie było blisko, bo ponad 100 kilometrów.  A Stanisław wciąż miał tę swoją pracę wymagającą nieustannego podróżowania. W Brodach nie było im dobrze, przeto w roku 1893 przenieśli się do Rzeszowa. Stanisław widocznie zdał ten egzamin i dostał analogiczne stanowisko, ale bliżej – w Rzeszowie.  

Rzecz jasna w Rzeszowie było znacznie lepiej i tu został na długo, a nawet bardzo długo. Pracował tam 30 lat, aż do śmierci. Państwo Bartynowscy zamieszkali przy ul. Pańskiej, przemianowanej niebawem na 3 maja. Było to centrum miasta, ulica wzdłuż której rozlokowane były ważne sklepy i gmachy publiczne. W Rzeszowie było znacznie większe środowisko inteligenckie, co umożliwiało nawiązanie i kultywowanie stosunków towarzyskich. Bartynowscy weszli w to środowisko i wkrótce stali się jego aktywnymi członkami.  W 1894 r. przyszedł na świat drugi synek Władysław - po dziadku, następnie w 1898 r., trzeci syn Stefan oraz córki: Maria w 1902 r. i Janina (moja Mama) w 1903. Niestety Władzio w wieku 6 lat umarł. Wieku dorosłego doczekała zatem trójka dzieci.

Ryc. 15. Dzieci Stanisława i Zofii Bartynowskich: (u góry) Władzio, (poniżej, z prawej) Stefan, (w środku) Marynka i Janka / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Są trzy podstawowe źródła mojej wiedzy o okresie rzeszowskim moich dziadków. Jedno z nich to teksty Marii Bartynowskiej dotyczący przede wszystkim powstania Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie[18], drugie to zbiór pocztówek Zofii Bartynowskiej. Na znaczące pogłębienie i poszerzenie sprawy muzeum pozwoliła mi obszerna praca naukowa autorstwa Teresy Szeteli-Zauchowej[19].

Pierwsze źródło to obszerny zbiór tekstów pisanych czytelnym, kaligraficznym pismem przez Marię, czyli starszą córkę Stanisława i Zofii. Maria lubiła pisać, przypuszczam, że im była starsza tym bardziej. Zostało po niej bardzo dużo tekstów na najróżniejsze tematy. Wśród nich tych na temat muzeum jest najwięcej.  Stało się tak zapewne dlatego, że o swoim ukochanym ojcu pisała nie tylko z potrzeby serca, ale także na zamówienie. Poprosiła ją o to Teresa Szetela-Zauchowa znawczyni sztuki ludowej podkarpacia i ogółem dawnej Galicji Wschodniej w związku z przygotowywaną przez nią pracą na temat muzeum. Było to w roku 1987, gdy Maria miała już 85 lat.

Maria zwana przez wszystkich Marynką, urodziła się w Rzeszowie 1902 r., a opuściła go w 1913. W czasach rzeszowskich była dzieckiem, a potem nastolatką. Była świadkiem i do pewnego stopnia uczestnikiem wydarzeń, o których pisze. Są to zatem zapiski wspomnieniowe. Pisane były z wyraźną intencją, aby upamiętnić  i uwypuklić zasługi swojego ojca Stanisława. Nie była naukowcem, więc zasadniczo nie szukała dodatkowych źródeł. Korzystała z zasobów swojej pamięci i dokumentów, które miała w domu. Pewnie było ich niewiele, bo czas zdarzeń i czas pisania o nich dzieliły dziesiątki lat i dwie wojny światowe. Niemniej należy podziwiać, że w tym wieku tak wiele pamiętała i tak starannie przygotowała swój tekst.

Ryc. 16. Maria Bartynowska - autorka wspomnień o Muzeum Przemysłowym w Rzeszowie / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Zachowało się też jedno jedyne zdjęcie w dość dużym formacie, pokazujące salę muzeum, czy też jego zaplecze wypełnione po brzegi eksponatami. Jest to jedno z tych zdjęć, które teraz podziwiamy za niezwykłą precyzję i wielość szczegółów. Jak wiadomo ze wspomnianej pracy naukowej, zdjęcie to widniało także na pocztówkach reklamujących muzeum.

Ryc. 17. Zbiory Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Drugim źródłem wiedzy o tym okresie jest zbiór pocztówek, które gromadziła Zofia Bartynowska - ona przede wszystkim jest ich adresatką. Pasję zbierania kartek z widokami różnych miejsc na świecie Zosia dzieliła ze swymi kuzynem Józefem Dąmbskim, z którym ścigali się, kto ma więcej.  Prawie połowa tego zbioru liczącego 360 pocztówek to kartki zupełnie puste i bez znaczków. Pewnie wysyłano je w kopertach. Mimo, że wówczas nazywano je korespondentkami, mają bardzo mało miejsca na korespondencję. Pewnie dlatego w tych zapiskach rzadko pojawia się jakaś istotna wiadomość. Na ogół są to pozdrowienia i pytania o zdrowie. Na niektórych tekst zaczyna się w połowie zdania tak, jakby poprzednia część była na innej kartce lub w osobnym liście. Cała jedna strona pocztówki to miejsce na paradny adres i znaczek, a drugą zajmuje widoczek. Znaczki, które przetrwały na kartkach to maleńkie konterfekty miłościwie panującego Cesarza Franciszka Józefa, w trzech różnych kolorach. Dzięki pieczątkom można odczytać rok wysłania. Były to lata 1899-1901. Adres zawsze jest starannie napisany w sensie kaligraficznym, ale precyzja geograficzna pozostawia wiele do życzenia. Wśród 114 kartek adresowanych do Rzeszowa z trudem odnalazłam kilka, na których widniał numer domu. Jest natomiast dopisek „Dom Alsa”[20] – to najwyraźniej wystarczało. Ale dochodziły także kartki adresowane jeszcze bardziej lakonicznie. Na przykład Adam Uhma, brat Czesława – lekarza ze Lwowa, przysyłał kartki zaadresowane Ihre Hochwohlgeboren Frau Sophie Bartynowska, Rzeszów, Galizien. Nic więcej. Żadnej nazwy ulicy nie mówiąc już o numerze. Pan listonosz zapewne wiedział, gdzie mieszkali państwo Bartynowscy. Ów Adam był oficerem austriackim, a jego służba polegała między innymi na jeżdżeniu z kąta w kąt po wielkiej Monarchii Austro-Węgierskiej. Dzięki niemu zbiory Zosi wzbogaciły się o widoki z Austrii, Włoch, Węgier, Galicji, dzisiejszych Czech, Słowacji, Słowenii i Serbii. Sporo kartek przysyłał także Wilhelm (nazwiska nie udało mi się zidentyfikować), który też dużo jeździł po świecie. Treść pisana drobniuteńkim maczkiem wypełniała marginesy, literki wciskały się  w każdy wolny milimetr papieru. Zatem zbyt wielu informacji nie da się z nich pozyskać.

Ryc. 18. Korespondencja na marginesach pocztówki, adres bez nazwy ulicy i numeru; / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Większość kartek adresowana jest do Zofii na adres rzeszowski, krakowski lub do Tczycy. Znacznie mniejsza część to kartki do Stasia. Najwidoczniej wspierał jej kolekcjonerstwo.

Trzecie źródło czyli praca Teresy Szeteli -Zauchowej stanowi najpełniejsze jak dotąd opracowanie dotyczące rzeszowskiego Muzeum Przemysłowego. Jest w nim przedstawiona jego historia, koncepcja, dorobek – wszystkie najważniejsze informacje. Materiałem źródłowym dla tego opracowania były przede wszystkim notatki prasowe, które poławiały się w Głosie Rzeszowskim, Kurierze Rzeszowskim i Tygodniku Rzeszowskim, a także nieliczne wzmianki w ówczesnych pracach na szersze tematy. Posłużono się także późniejszymi opracowaniami dotyczącymi muzealnictwa.  Autorka tylko jeden raz W tym zbiorze nie ma jednak autentycznych dokumentów z archiwum Muzeum Przemysłowego, tekstów wystąpień jego założycieli itp.  Prawdopodobnie nigdzie ich nie odnaleziono.  

Co zatem wiemy o okresie rzeszowskim?  

Oprócz życia rodzinnego, w którym jak wiemy nie obeszło się bez tragedii, najważniejszą sprawą dla Stanisława, a pośrednio także dla całej rodziny była realizacja idei utworzenia w Rzeszowie Muzeum Przemysłowego. Ruch tworzenia tego rodzaju placówek rozwijał się wówczas w Europie. W roku 1857 powołano pierwsze takie muzeum w Londynie, w 1863 we Wiedniu, w 1868 r. w Krakowie.[21]  Stanisław Bartynowski musiał znać tę ideę. Pamiętajmy, że 1877-1883 studiował we Wiedniu i że w Krakowie jego siostra Bronisława studiowała na tzw. Kursach Baranieckiego[22], czyli w szkole wyższej dla kobiet ściśle związanej z krakowskim Muzeum Przemysłowym. Szkołę i kursy powołał do życia ten sam człowiek – Adrian Baraniecki. Marynka pisze, że będąc na studiach Ojciec miał okazję zwiedzać muzea wiedeńskie, ale także wizytować różne zakłady wytwórcza, w których wykonywano obiekty codziennego użytku w pięknej formie czyli innymi słowy dzieła sztuki stosowanej.

Idea Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie, tak jak przedstawia ją Maria Bartynowska, miała silny wątek patriotyczny. Motyw ten w tamtych czasach zachęcał wielu Polaków do pracy społecznej w różnych dziedzinach. Był też bardzo ważny dla obu rodzin. Ojciec Zosi Feliks Grabkowski za udział w powstaniu był wywieziony na Sybir pozbawiony majątku. Ojciec Stanisława, jako człowiek ułomny nie walczył w powstaniu, ale całą swą pracę kolekcjonerską skupiającą się wyłącznie na zabytkach polskich, traktował jako wkład w ocalenie kultury narodowej.

Koncepcja pod nazwą Muzeum Przemysłowe nie dokładnie odpowiadała temu, co dziś nazywamy muzeum. Podstawową funkcją dzisiejszego muzeum jest gromadzenie zbiorów na określony temat, ich katalogowanie, opracowywanie, konserwowanie, przechowywanie tak, aby nie uległy zniszczeniu. Jest nim także prezentowanie zbiorów w formie ekspozycji stałej i wystaw okresowych.  Inny był cel i innego rodzaju były osiągnięcia muzeum rzeszowskiego, podobnie zresztą jak innych muzeów tego okresu i tego typu. W przypadku Rzeszowa głównym celem było utworzenie instytucji, która nawiąże kontakty z twórcami rękodzieła artystycznego, wytwórcami przedmiotów codziennego użytku, rozsianymi po wsiach, miasteczkach i miastach regionu. Działając w mieście podejmie rolę mecenasa, promotora, nauczyciela, wreszcie wystawcy i sprzedawcy tych wytworów. Miało to być antidotum na zalew tanimi produktami fabrycznymi niskiej jakości i sposób na poprawienie bytu ekonomicznego regionu. Ułatwianie zbytu, a także pomoc w pozyskiwaniu surowców miały być formą wspierania tych, których wyroby cechowały się funkcjonalnością i pięknem. Kolejnym celem było wspieranie zanikających umiejętności rzemieślniczych oraz zachęta do nauki i solidnej pracy. Ciekawym aspektem idei muzeum jest podkreślanie i wydobywanie na światło dzienne roli kobiet w tworzeniu rękodzieła artystycznego: np. kilimów, haftów, koronek, wyrobów z paciorków i innych ozdób stroju ludowego. 

Taką formę działania można by dzisiaj nazwać ośrodkiem czy instytutem, gdzie oprócz ekspozycji działa także biblioteka, organizowane są warsztaty, wystawy, wykłady, spotkania, gdzie działa także sklep oferujący produkty o gwarantowanej jakości, a zbiory nie mają charakteru stałego. Tak należałoby to wyrazić dzisiaj.

Wówczas jednak używano innych słów. Miało to być wspieranie rodzimego przemysłu i handlu oraz krzewienie oświaty, a wszystko pod hasłem „Przez oświatę do wolności”. Jeśliby szukać instytucji o podobnym profilu działającej w późniejszych czasach, to należałoby chyba wspomnieć spółdzielnię Cepelia. Oczywiście idzie mi o ideę, jaka przyświecała temu przedsięwzięciu i początkowo się sprawdzała, a nie o wynaturzenia, które spowodowały, że tym mianem określa się często pseudoludowe kicze. Wspomnieć też należy, że Wydział Form Przemysłowych krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych swoje tradycje wywodzi z krakowskiego Muzeum Techniczno-Przemysłowego. A więc to, co fascynowało mojego dziadka było w pewnym sensie kolebką współczesnego designu.

Rzeszowskie Muzeum Przemysłowe realizowało swoje, wyżej przedstawione cele, ale nigdy nie zgromadziło stałej kolekcji przedmiotów zabytkowych, co nie pozwalało traktować go jako muzeum zgodnie z definicją obowiązującą przez niemal cały wiek XX. Zapewne dlatego oba dzisiejsze muzea rzeszowskie: Muzeum Okręgowe i Muzeum Etnograficzne nie przyznają się do swych korzeni tkwiących właśnie w Muzeum Przemysłowym. Taki wniosek można wysnuć ze stron www obu tych instytucji, gdzie nie ma żadnej wzmianki na ten temat. Kiedy jednak zestawimy tamtą dawną ideę ze zmianami w muzealnictwie, które nastąpiły na przełomie XIX i XX wieku, to stwierdzimy, że to, co czyniło Muzeum Przemysłowe: uczyło, promowało, popierało, przybliżało sztukę  zwykłym ludziom, to wszystko teraz bardzo chętnie dołącza się do klasycznych celów muzealnictwa.[23]  

Maria Bartynowska nie pisze prawie nic na temat artystycznych celów tego przedsięwzięcia, podkreśla jedynie, że przedmioty miały być piękne i wyrażała swój zachwyt dla wyrobów, które widziała w muzeum. Nigdy nie zajmowała się sztuką i pewnie dlatego nie potrafiła szerzej opisać tego aspektu sprawy. Niemniej jestem pewna, że cele artystyczne były częścią idei muzeum. Pamiętajmy, że koniec XIX wieku to czas narodzin secesji i idei sztuki stosowanej w Europie i jednocześnie ruchu Młodej Polski w Galicji. Jednym z podstawowych celów krakowskiego Muzeum Przemysłowego było wspieranie rodzimego rzemiosła artystycznego i zbratanie go ze sztuką czystą w dążeniu do osiągnięcia polskiej odrębności w sztuce.[24] Muzeum rzeszowskie musiało mieć podobne cele. Jest kilka sygnałów, które nie tyle potwierdzają tę tezę, ile pozwalają domyślać się, że tak właśnie było.  Stanisław Bartynowski studiował w Wiedniu, który był przecież jednym z najważniejszych w Europie ośrodków rozwoju secesji. Był wprawdzie chemikiem, ale wrażliwość na sztukę z całą pewnością wyniósł z domu ojca numizmatyka, archeologa, bibliofila. Musiał zetknąć się z tymi ideami i pamiętać o nich jako twórca Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie. Inny sygnał to fakt, że w zestawie wytworów eksponowanych i sprzedawanych w muzeum były wyroby z Huculszczyzny i z Podhala. Sztuka ludowa obu tych regionów była traktowane przez ówczesnych artystów jako fascynujące źródło inspiracji. Inny sygnał, o charakterze bardzie prywatnym to zdjęcie, na którym rodzina Bartynowskich upozowana jest pięknie na tle wielkiego kilimu z motywem irysów – wzorem ulubionym przez artystów secesji, a także Młodej Polski.

Ryc. 19. Zdjęcie rodzinne z kilimami. W centrum z dzieckiem na ręku Zofia Bartynowska, druga od prawej siedzi Bronisława Uhmowa, nad nią stoi Maria Bartynowska, obok niej Stefan i Janina Bartynowscy / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Zdjęcie wprawdzie wykonane jest znacznie później, ale przypuszczam, że styl kilimu nie jest przypadkowy. W moim domu zresztą do dziś znaleźć można przedmioty, które umieszczone są w spisie sporządzonym przez ciotkę Marynkę, np. inkrustowana kasetka huculska, kilimy z młodopolskimi deseniami, torebka wykonana techniką tworzenia krywulek itp. Inni członkowie rodziny także posiadają takie stylowe cudeńka.

We wspomnianej pracy naukowej na temat muzeum nie ma osobnej analizy celów artystycznych muzeum, ale ten temat przewija się w wielu miejscach, także cytatach z ówczesnych doniesień, a czasem można go odczytać niejako między wierszami, bo ukrywa się w sformułowaniach innych niż dzisiejsze. Zatem można powiedzieć, że muzeum rzeszowskie wpisywało się dobrze w nurt tego, co działo się wówczas w sztuce światowej.

Jednak nie artystyczne cele były najważniejsze. Aktywność społeczna, która doprowadziła do utworzenia Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie mieściła się  przede wszystkim  w pozytywistycznym nurcie pracy organicznej z silnym udziałem idei narodowej i niepodległościowej.

Gdy małżonkowie Bartynowscy przyjechali do Rzeszowa, w mieście tym ruch społeczny o wyżej opisanym nastawieniu miał już swoją tradycję i rozwinięte formy działania. Istniało już Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, do którego niebawem wstąpił Stanisław – był tam członkiem sądu honorowego[25]. Aktywnie działało Towarzystwo Szkoły Ludowej – oboje Bartynowscy stali się jego członkami, a Stanisław był skarbnikiem, członkiem Komisji Finansowej oraz zarządu Ogniska Terminatorów[26]. Było wreszcie stowarzyszenie rzemieślników i przemysłowców „Gwiazda”[27]. Poza tym istniała już długoletnia tradycja okręgowych wystaw przemysłowo-rolniczych[28]. Wszystko to było częścią szerokiego, obejmującego całą Galicję ruchu społecznego wspierania rozwoju gospodarczego i oświecenia społecznego.

W tym to środowisku narodziła się idea utworzenia Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie. Pierwsza wzmianka, jaką udało się znaleźć w Głosie Rzeszowskim z roku 1904[29] dotyczy prezentacji potrzeby założenia muzeum, która miała miejsce na spotkaniu stowarzyszenia rękodzielników i przemysłowców. Referat wygłosił wówczas Stanisław Piotrowski  i na jego podstawie podjęto uchwałę o konieczności utworzenia w Rzeszowie „miejskiego muzeum przemysłowego”. 8 maja w sali ratusza odbyło się zebranie[30], na którym powołano Towarzystwo Muzeum Przemysłowego. Władysław Szaynok przedstawił jego program. Dokonano wyboru zarządu, w którego skład weszli: Przewodniczący Roman Krogulski, i członkowie: Antoni Baranowicz, Stanisław Bartynowski, Jan Dzierżyński, Stanisław Piotrowski,  Adolf Sumper, Józef Szaynok, Szybowicz i Woźniak. Zarówno z tego, co pisała moja ciotka Marynka jak i z pracy Teresy Szeteli-Zauchowej wynika jednak, że inicjatorem utworzenia muzeum był Stanisław Bartynowski.  Dlaczego to nie on przedstawiał jego potrzebę i program, dlaczego nie stanął na czele towarzystwa? Może dziadek Stanisław nie był skory do publicznych wystąpień, a Stanisław Piotrowski jako nauczyciel rysunków, miał duże doświadczenie w wykładaniu? Roman Krogulski adwokat, działacz polityczny, późniejszy burmistrz Rzeszowa i Władysław Szaynok wpływowy przedsiębiorca przemysłu naftowego mieli lepszą pozycje społeczną, co zapewniało towarzystwu lepszy start. Zresztą informacje o tymże starcie znamy tylko z wyrywkowych doniesień prasowych i jak to naprawdę było, pewnie się nie dowiemy nigdy.

Wśród osób wymienionych powyżej za pracą Teresy Szeteli-Zauchowej nie ma sporej grupy postaci, które zdaniem Marii Bartynowskiej aktywnie działały na rzecz muzeum[31]. Prawdopodobnie nie znaleziono potwierdzenia ich udziału w źródłach pisanych. Idzie tu przede wszystkim o profesora Rymara. Ciotka Marynka nie zapamiętała jego imienia, ani nie określiła, gdzie wówczas pracował (tytułem profesora określało się wówczas nauczycieli gimnazjalnych), ale wymienia go kilkakrotnie jako pierwszego i najważniejszego partnera dziadka Stanisława w dziele tworzenia muzeum. Nie wiemy zatem, kto to był, ale wymieniam jego nazwisko, aby nie zostało zapomniane. Pisze też o trzeciej osobie – o nauczycielu tzw. ćwiczeniówki, ale w tym przypadku nie zapamiętała ani imienia, ani nazwiska.

Aby tego śladu nie zapomnieć, przedstawiam tu całą listę sformułowaną przez Marię Bartynowską. Są tu zarówno panwie, jak i panie:[32]

  1. Zofia i Stanisław Bartynowscy
  2. Salomea i ….. Rymar – nauczyciel
  3. …… Kowal – kierownik „Ćwiczeniówki”
  4. Zofia i Jakub Bujniewiczowie – lekarz
  5. ….. Wasilkowska z bratem
  6. Maria Szczurowska –  żona bankowca
  7. Natalia Szczurowska – nauczycielka
  8. Anna Szczurowska
  9. Maria Pankowa – żona prezesa sądu
  10. …….. i Rodryk Als  – adwokat, zastępca burmistrza
  11. Jan i Ludmiła Schaitter – kupiec
  12. Maria Schaitter – nauczycielka
  13. Wilhelm Seidel
  14. ……. Fijałkowski - lekarz
  15. Maria i Teodor Hoffman – architekt
  16. Eustachy Hołubowicz
  17. Bolesław Grotowski – nauczyciel gimnazjum
  18. Mikstein – nauczyciel gimnazjum
  19. Wilhelm Wędkiewicz
  20. Wang (?) – nauczyciel
  21. ……..Dolińska – dyrektorka szkoły
  22. Sabina Domusińska  (?) – nauczycielka
  23. Antonina Topolska – nauczycielka

Ryc. 20. Przyjaciółki: Zofia Bartynowska i Zofia Bujniewiczowa – panie zaangażowane w ruch tworzenia Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

A oto spis instytucji, które zdaniem Marii Bartynowskiej były zaangażowane w sprawę Muzeum Przemysłowego:

  1. Towarzystwo Szkoły Ludowej
  2. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”
  3. Męskie seminarium – „Ćwiczeniówka” przy ul. Krakowskiej
  4. Gimnazjum przy ul. 3 maja
  5. Księgarnia przy ul. 3 Maja
  6. Zakład Fotograficzny E. Janusza
  7. Filia Banku Austro-Węgierskiego w Rzeszowie przy ul. Alsa
  8. Sklep bławatny Dohntor(?)

Ryc. 21. Portret Stanisława Bartynowskiego wykonany w pracowni Edwarda Janusza / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Ryc. 21. Portret Stanisława Bartynowskiego wykonany w pracowni Edwarda Janusza / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Ryc. 22. Marynka (po prawej) i Janka (po lewej) Bartynowskie / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

„Objazdowa” praca Stanisława Bartynowskiego bardzo ułatwiała mu realizację pierwszego etapu idei, to znaczy poszukiwanie wytwórców. Kontrolując gorzelnie i browary z ramienia państwowego monopolu spirytusowego, niejako przy okazji nawiązywał potrzebne kontakty. Potem, gdy już komitet założycielski zebrał wystarczające fundusze, kupował od twórców towar, ale tylko najwyższej jakości. W ten sposób powstawały pierwsze zasoby muzealne. Nie wiem jaki zasięg terytorialny miała wówczas praca zawodowa dziadka, ale zakres poszukiwań eksponatów był z pewnością o wiele, wiele większy. Opisując go ciotka Marynka wymienia miejscowości: Strzyżów, Jasło, Gorlice, Rudnik nad Sanem, Ropczyce, Dębicę, Kolbuszową, Mielec, Tarnobrzeg, Łańcut, Przeworsk, ale przecież w muzeum były także wyroby z Huculszczyzny, Bukowiny, Zakopanego, Huciska koło Żywca, Andrychowa, Suchedniowa i Krakowa.

Do otwarcia muzeum potrzebny był rzecz jasna lokal. Początkowo działacze towarzystwa wynajęli go na własną rękę. Znajdował się w gmachu „Sokoła”[33] przy ul.  Sokoła 9 na I piętrze, o czym donosi prasa z roku 1906. W dyspozycji muzeum pozostawały także pomieszczenia w szkole koszykarskiej w Przewrotnem [34]objętej patronatem muzeum. Gdy oddano do użytku zbudowany w latach 1906-1907 gmach Komunalnej Kasy Oszczędności u zbiegu ulic 3 maja i Roderyka Alsa, do dyspozycji muzeum oddano pomieszczenia na parterze od strony ul. Alsa[35]. Tam muzeum funkcjonowało do końca, czyli do roku 1939. Maria Bartynowska nie przedstawia jasno adresu muzeum – prawdopodobnie idzie jej o tę drugą lokalizację Zapamiętała natomiast pomieszczenia: pokój kancelarii, w której było biurko, stół z krzesłami i szafa oraz wielką salę z wystawionymi eksponatami-towarami. Widok tej sali Marynka określa jako imponujący – może to właśnie on zachował się na owej jedynej posiadanej przeze mnie fotografii? Wspomina też o zapleczu, ale go nie opisuje.

Ryc. 23. Gmach Komunalnej Kasy Oszczędności w Rzeszowie, w którym mieściło się Muzeum Przemysłowe, fot. Edward Janusz / Zbiory Elżbiety Kaliszewskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Marynka pamiętała, że jej rodzice prowadzący aktywne życie towarzyskie, traktowali również swoje własne mieszkanie jako miejsce ekspozycji i reklamy świeżo nabytych przez Stanisława wyrobów. Wspominała, że często piękne, barwne kilimy eksponowane były gościom na wiklinowym bujaku, który również był jednym z  eksponatów.   

Ostatnim elementem przygotowań było znalezienie osoby, którą ciotka nazywa opiekunką muzeum. Urzędując w kancelarii pełniła rolę i kustosza i sprzedawcy. Niestety ciotka nie zapamiętała jej imienia ani nazwiska.

A oto spis towarów-eksponatów tak, jak ją spisała Maria Bartynowska:

  1. Na pierwszy ogień przytoczę przepiękne kilimy z utkanymi na nich znakami K. L. [36] z Huciska pod Żywcem
  2. Granatowe sukno na mundury dla studentów
  3. Płótna z Andrychowa
  4. Płótna samodziałowe z różnych okolic Galicji i Królestwa tkane jako rękodzieła z lnu – wyrób ludowy
  5. Chustki krakowskie na głowę
  6. Wyroby wikliniarsko- koszykarskie imponujące swoją różnorodnością, wielkością…. Celom jakim miały służyć
  7. Krakowskie wyroby z drzewa: czerwone koniki z wózkami dla dzieci, konie na biegunach, wózeczki drabiniasta, stolnice do wyrobu ciasta, wałki itp.
  8. Z kolorowego sukna  góralskie, haftowane w kwiaty, domowe pantofle z Zakopanego i Rabki
  9. Kierpce huculskie sukienne i skórzane w bardzo wymyślne wzory
  10. Koszule i bluzki pięknie haftowane – te     wyroby huculskie
  11. Łowickie wełniaki, zapaski, spódnice, pasy, dywaniki
  12. Różnego rodzaju szczotki
  13. Gliniane figurki w strojach regionalnych zawsze tworzące pary: jak góral, to i góralka, jak krakowiak to krakowianka itd.
  14. Portmonetki i sakiewki ze skóry
  15. Specjalność ludowa z okolic Krakowa, malowane skrzynie na odzież z wiekiem  od góry zamykanym, na zawiasach ruchomych, bardzo ładne duże i małe dla dzieci jako zabawki
  16. Z nanizanych na nitki paciorków różnokolorowych torebki damskie, dewizki do zegarków dla mężczyzn, bransolety, podstawki na stół, sakiewki
  17. Gliniane naczynia z różnych okolic wsi galicyjskich
  18. Rożnowskiego mydło do prania i toaletowe do twarzy i rąk
  19. Naczynia kamienne (kamionkowe) z prywatnej fabryczki w Suchedniowie, Wędrychowskiego
  20. W okresie Wielkanocnym różne, piękne, regionalne pisanki, z różnych okolic Polski, najładniejsze łowickie i huculskie. Zmyślne pająki ze słomy, papierków i nitek na okres Bożego Narodzenia
  21. Kolorowe światy z opłatków (?)
  22. Ołówki firmy Majewskiego z twardym i miękkim grafitem z Krakowa.
  23. Przybory do pisania na biurko też z tej samej firmy.
  24. Ozdobne piórniki z drewna, huculskie, wypalane we wzory lub ręcznie rzeźbione z Zakopanego
  25. Zeszyty i czyste kartki papieru liniowanego i kratkowanego z fabryki Procnera
  26. Kartki malarzy polskich seryjne np. Qvo Vadis lub Grottgerowskie Lituania, Polonia, Wojna.
  27. Widokówki miasta Rzeszowa długi czas przez jedynego fotografa w Rzeszowie nakładem c.k. nadwornego fotografa Edwarda Janusza, jak brzmi napis na kartkach.
  28. Z rozmaitego materiału skarbonki najczęściej w kształcie świnki lub słonia.
  29. ….. kolorowe guziki, białe do bielizny, kolorowe do kołder, obciągane na koluszkach lub obciągane płótnem ……skończyłyśmy taki krótki kurs i nasze guziki znalazły się w Muzeum Przemysłowym.
  30. Ze spożywczych towarów zapomniałabym o dwu dopiero rozwijających się fabryczek
  1. Czekolady Firmy Adama Piaseckiego  w Krakowie z różnymi……mieszane często z orzechów itp.
  2. Pierniki z firmy Gurgula z Jarosławia.
  1.  Drewniane solniczki i łopatki karbowane do upiększania i dozowania na porcje masła w stołówkach.

Ryc. 24. Przykłady z listy towarów, które eksponowano w Muzeum Przemysłowym / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Ryc 25. Figurka fajansowa z Pacykowa / Dom Aukcyjny Rempex, dostęp online 03.11.2016

Z notatek prasowych wiemy ponadto o:

  1. Kilimach z fabryki baronowej Lipowskiej z Nowego Sącza
  2. Zabawkach z fabryki Pomocy Przemysłowej w Leżajsku
  3. Wyrobach z fabryki fajansów o terrakoty w Pacykowie
  4. Wyrobach skórzanych z Miejsca Piastowego
  5. Wyrobach blacharskich  z pracowni Wolskiego
  6. Wyrobach futrzarskich z firmy Wroński, Platowski
  7. Suknach na ubrania z Rakszawy
  8. Płótnach z Łańcuta
  9. Majolikach z fabryki J. Niedźwieckiego w Dębnikach
  10. Wyrobach pończoszniczych z pracowni B. Niemcewiczowej z Rzeszowa

Podstawową formą działania muzeum była tak zwana Nieustająca Wystawa[37]. Ze zmienną ekspozycją, ponieważ był to jednocześnie rodzaj galerii handlowej. Poza nią muzeum organizowało rozmaite wystawy okresowe poświęcony poszczególnym tematom, np. wystawa prac uczniów i terminatorów[38], wystawa rękodzieła kobiet[39]. Była też biblioteka[40] zasilana darami sponsorów (w tym Władysława i Stanisława Bartynowskich), organizowano odczyty[41], wycieczki tematyczne[42], korzystano z doświadczeń innych muzeów, przede wszystkim wiedeńskiego i krakowskiego. Wraz z Towarzystwem Szkoły Ludowej zakładano szkoły rzemieślnicze (np. szkoła haftów przy muzeum[43]) i patronowano wielu istniejącym szkołom.  Niektóre z nich działały bezpośrednio pod zarządem muzeum, np. szkoła koszykarska w Przewrotnem[44], szkoła powroźnicza w Radymnie.  Warto też dodać, że w owych szkołach dbano nie tylko o poziom zawodowy, lecz także ogólne wykształcenie, szczególnie lekcje historii[45].

Od roku 1907 muzeum wydawało własne czasopismo pt. Muzeum Przemysłowe. Kwartalnik poświęcony sprawom przemysłu krajowego[46]. Oprócz artykułów na powyższy temat, zamieszczano tam wiele reklam wytwórni, warsztatów rzemieślniczych i fabryk. W ten sposób realizowano cel promocyjny funkcjonowania muzeum. W czwartym numerze czasopisma znajduje się obszerny wykaz firm, który stał się zalążkiem rzeszowskiego skorowidza przemysłowego.

Zarząd starał się o fundusze dla muzeum w różny sposób. Między innymi wystosował memoriał do Wysokiego Sejmu[47] z prośbą o finansowe wsparcie, którego formą miała być loteria. Memoriał ten apelował o wspieranie nie tylko rzeszowskiego muzeum, ale także o zakładanie podobnych instytucji w innych miastach Galicji. Niestety nie ma informacji, aby adresat jakoś zareagował na ten memoriał.

Jedna z ekspozycji czasowych, jakie zorganizowało muzeum była wystawa prac konkursowych na projekt budynku Kasy Oszczędności[48]. Widać towarzystwo muzealne brało aktywny udział w życiu miasta nawet wówczas, gdy tematyka nie była ściśle związana  z podstawową jego ideą.

Dla patriotów polskich rok 1910 był rokiem szczególnym. Była to pięćsetna rocznica bitwy pod Grunwaldem. Zorganizowanie rzeszowskich obchodów tej rocznicy wzięło na siebie Muzeum Przemysłowe. Na 16 stycznia zarząd muzeum zwołał zebranie wszystkich działających tam stowarzyszeń polskich. Zebrani postanowili uczcić rocznicę zorganizowaniem stałej wystawy etnograficznej okręgu rzeszowskiego, co powierzono, rzecz jasna, muzeum[49].

Rada miejska przeznaczyła na wystawę kwotę 300 koron. Wszystkie inne prośby słane do rady powiatu, Wydziału Krajowego i innych instytucji państwowych pozostały bez odpowiedzi. Mimo to 25 czerwca w sali Towarzystwa Kasynowego wystawę otwarto[50]. Sala ta znajdowała się w tym samym gmachu Kasy Oszczędności, w którym swoje miejsce miało Muzeum Przemysłowe.

Tę właśnie wystawę powinno się uważać za zalążek obu dzisiejszych muzeów rzeszowskich: Muzeum Okręgowego i Muzeum Etnograficznego. Wystawa bowiem ograniczała się do etnografii tylko w nazwie. O charakterze ekspozycji wiemy z recenzji zamieszczonej w Głosie Rzeszowskim[51]. W rzeczywistości była ona obrazem szeroko pojętej kultury materialnej regionu. I znów Bartynowscy odegrali tu ważną rolę. Stanisław był jednym z organizatorów całości, zaś Władysław zaprezentował bogaty zbiór monet. Zauważyć też należy, że organizatorzy nie pominęli kultury materialnej tamtejszych Żydów, która była także prezentowana na wystawie. Bardziej szczegółowy opis wystawy zawiera praca Teresy Szeteli-Zauchowej.

Obchody rocznicy grunwaldzkiej stały się wielką manifestacją patriotyczną, o czym świadczą zachowane w archiwach fotografie. Wykorzystano też tę okazję do zbierania kolejnych funduszy na kolejne przedsięwzięcia. Marynka opisała, jak to wraz z siostrą Janką wzięły udział w tej kweście przypinając ofiarodawcom biało-czerwone kokardki[52].

Jeszcze w tym samym roku podjęto myśl utworzenia stałego Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie[53]. Okazało się jednak, że  nadchodzące złe czasy położyły kres tym szlachetnym zamiarom.

Patrząc po latach na całość tego grunwaldzkiego przedsięwzięcia można tylko podziwiać wielkie zaangażowanie społeczeństwa. W bardzo krótkim czasie zgromadzono bogate zbiory dotyczące różnych dziedzin, urządzono wystawę i inne imprezy masowe, a przecież to wszystko zorganizowali społecznicy z niewielkim poparciem samorządowych władz miejskich. Rzeszów był wówczas miastem niewielkim - liczył ok 23 tys. mieszkańców, z czego ok. 30% to byli Żydzi[54], zapewne mniej zainteresowani polskimi rocznicami.  Imponuje ilość organizacji, które dziś nazwalibyśmy pozarządowymi, a wszystko to miało wspólny mianownik - patriotyczną tęsknotę za wolnością – niepodległością narodu zmuszonego do funkcjonowania w obcych strukturach państwowych.

Towarzystwo Muzeum Przemysłowego kierując się tymi samymi pobudkami aktywnie działało w organizacji obchodów pięćdziesiątej rocznicy Powstania Styczniowego, które miały miejsce w roku 1913. W sali muzeum wyeksponowano wówczas tablicę pamiątkową poświęconą Marcinowi Lelewelowi Borelowskiemu – blacharzowi, pułkownikowi Wojsk Polskich, który zginął bohaterską śmiercią za wolność ojczyzny.

I wojna światowa położyła kres aktywności Muzeum Przemysłowego, choć formalnie nie zostało zlikwidowane. Po wojnie, w roku 1924 w prasie rzeszowskiej pojawiło się wspomnienie o tej placówce i o zasługach nieżyjących już wówczas Roderyka Alsa, Antoniego Baranowicza i Stanisława Bartynowskiego[55].  W rok później zwołano pierwsze powojenne zebranie Towarzystwa Muzeum Przemysłowego. Do pracy społecznej stanęło młodsze pokolenie. Zmieniono kierunek działania muzeum, zrezygnowano z tak charakterystycznej dla poprzedniego okresu, oryginalnej formuły, jaką była Nieustająca Wystawy wytworów rzemiosła będąca jednocześnie miejscem ich sprzedaży. Wszystko to działo się już po śmierci dziadka Stanisława.

Jestem zdziwiona, że w zdigitalizowanych archiwach rzeszowskich nie da się znaleźć żadnych wzmianek ani  o Stanisławie Bartynowskich, ani o Muzeum Przemysłowym. Jedyne potwierdzenia, jakie udało mi się znaleźć, to Sprawozdania Zarządu Koło Rzeszowskiego „Towarzystwa Szkoły Ludowej”[56] w których w składzie zarządu figurują oboje Stanisław i Zofia Bartynowscy. Są też Sprawozdanie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, gdzie w składzie sądu honorowego wymieniany jest dziadek. Prasa rzeszowska, na którą powołuje się Teresa Szetela-Zauchowa nie ma postaci cyfrowej, podobnie, jak  kwartalnik wydawany przez muzeum. 

Na stronach internetowych obu muzeów: okręgowego i etnograficznego nie ma żadnych wzmianek ani o Muzeum Przemysłowym , ani o Stanisławie Bartynowskim.

Ryc. 27. Sprawozdanie T.S.L. - w składzie zarządu  S. i Z. Bartynowscy oraz legitymacja członkowska Tow. Uniwersytetów Ludowych Stanisława / Zbiory Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publiczna w Rzeszowie w Podkarpackiej Bibliotece Cyfrowej oraz zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Po wojnie dziadek nadal pracował zawodowo w Rzeszowie, ale o jego powojennej działalności w Muzeum Przemysłowym niczego nie wiem. Szkoda, że Maria Bartynowska nie kontynuowała swojej relacji - prawdopodobnie dlatego, że od 1913 roku mieszkała już na stałe w Krakowie.

Dalsze losy Stanisława i Zofii to kolejna długa rozłąka. Troska o dobre wykształcenie dzieci i nadchodzące ciężkie czasy skłoniły ich do przeprowadzenia Zofii z dziećmi do Krakowa, do domu dziadka Władysława Bartynowskiego na Pędzichowie. Stanisław pozostał w Rzeszowie, lecz na każdą sobotę i niedzielę przyjeżdżał do Krakowa.  

Dom ten, w którym po śmierci żony Karoliny mieszkał osamotniony Władysław zwolna zaczął się zapełniać. Obie jego córki owdowiały. Andrzej Walentowicz mąż Tesi umarł młodo śmiercią naturalną, Czesław Uhma mąż Broni umęczony chorobą nerek popełnił samobójstwo. Obie wdowy schroniły się w domu swego ojca. Bronia z trójką dzieci: Dzidzią, Busią i Czesiem, a Tesia z dwójką siostrzeńców męża, których Walentowiczowie wzięli pod opiekę po śmierci ich matki: Lolą i Walerem. Do młodzieży dołączyli niebawem Stefek, Marynka i Janka wraz z matką Zofią. Na szczęście dom był duży, a ogród jeszcze większy. Dziadek miał zatem pod opieką 8-osobową rodzinę i stał się wkrótce dla niej tym, co najlepiej określa słowo patriarcha. Był autorytetem, opiekunem, istotnym punktem odniesienia. Wciąż dysponował środkami na utrzymanie tych, którzy nie posiadali własnych dochodów.   

Niebawem jednak ciężkie czasy nadeszły – wielka, światowa wojna. Chłopcy, w tym syn Stefan, Czesław i Waler poszli na wojnę. Kraków został ogłoszony twierdzą i zamknięty.  Aby zostać w mieście, trzeba było udowodnić, że ma się środki, przede wszystkim żywność, na utrzymanie rodziny w razie oblężenia. Nastał głód, ograniczenie swobód i straszna niepewność, co się dzieje z chłopcami. Moja matka wspominała swoje dziecięce marzenie z czasów wojny. Była to bułka z szynką, która w porównaniu z czarnym, rozlatującym się chlebem z marmoladą z buraków wydawała się czymś cudownie smacznym.

Na szczęście rodzina nie poniosła większych strat w czasie wojny. Chłopcy przetrwali, a życie powoli wracało do normy. Zosia przypadła do gustu swojemu teściowi. Tesia i Bronia traktowały ją jak siostrę. Stefan został prawnikiem, Marynka nauczycielką, Janka ekonomistką. Stanisław nadal pracował w Rzeszowie i przyjeżdżał na weekendy do Krakowa. Nigdy jednak nie przestał czuć się krakowianinem, ani kontynuatorem rodzinnych tradycji kulturalnych i patriotycznych. Swoistym dowodem na to niech będzie przynależność do grona założycieli Muzeum Narodowego w Krakowie. Należał tam wraz z ojcem Władysławem i synem Stefanem. Był też fundatorem tzw. cegiełki wawelskiej to znaczy złożył datek na odbudowę Wawelu  w ramach zbiórki zainicjowanej w 1921 roku.


Ryc. 28 Dyplom powołania Stanisława Bartynowskiego w poczet członków założycieli Muzeum Narodowego w Krakowie oraz poświadczenie fundacji cegiełki wawelskiej nr 4425 / zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Prawdopodobnie w związku z szerokie kręgi zataczającą działalnością Muzeum przemysłowego, otrzymał też dyplom zasługi za udział przyłączeniu Śląska do Polski.

Ryc. 29. Dyplom Stanisława Bartynowskiego za zasługi dla połączenia Śląska z Polską / Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Jak zwykle w sobotę, przyjechał do Krakowa 1 grudnia 1923 roku. Niestety w nocy dostał zawału serca i  umarł. Gdy Stanisław umierał Zosia, była przy nim. Nadal najdroższa, najukochańsza, najmilsza – gwiazdeczka jego życia. Tak właśnie myślę o nich patrząc na ostatnią fotografie tej pary. Zofia żyła potem jeszcze 15 lat  otoczona wielką miłością córek i syna. Zmarła w 1938 r. również na serce.

Ryc. 30. Zofia i Stanisław Bartynowscy pod koniec życia Stanisławab/ Zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

Na koniec jeszcze chcę coś dodać na temat Marii Bartynowskiej – ciotki Marynki. Mieszkałam z nią  w domu na Pędzichowie przez 48 lat i do momentu, gdy zaczęłam pisać tę książkę nie wiedziałam, że kiedykolwiek będę miała za co jej dziękować. Zaiste, nie była to relacja łatwa, ale teraz widzę, że mam. Dziękuję Ci zatem ciociu Marynko za to, że między innymi dzięki Tobie mogłam poznać dziadków Stanisława i Zofię, których w trakcie pisania bardzo, bardzo polubiłam. Dziękuję, że spisałaś historię tworzenia Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie, która, jak mi się zdaję, nie jest szeroko znana. Może mnie uda się ją spopularyzować i przedstawić publicznie zasługi Twojego ojca, a mojego Dziadka Stanisława. Przecież właśnie tego chciałaś gromadząc wiedzę na ten temat. Zatem -serdeczne dzięki!

W ubiegłym roku, zanim zaczęłam pisać tę książkę, podczas konferencji Stowarzyszenia Miłośników Witraży, w ramach konferencyjnego objazdu  znalazłam się w Guzowie. Celem była kaplica pałacowa, w której znajduje się przepiękny witrażowy wizerunek Madonny z Dzieciątkiem. Guzów? Guzów? Coś mi ta nazwa mówiła. Ale co? Po przeciwnej stronie drogi w stosunku do pałacu Sobańskich zobaczyłam samotny, bardzo wysoki ceglany komin. Co to gorzelnia? Cukrownia? Dziadek? Wówczas listy zakochanej pary leżały jeszcze od lat nieczytane w głębiach komody na Pędzichowie. Teraz wiem, że byłam tam, gdzie zakochali się na zabój moi dziadkowie. No cóż – bardzo miłe uczucie.

Ryc. 31. Tablice nagrobne Stanisława i Zofii na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie; fot. Krystyna Pawłowska / zbiory Krystyny Pawłowskiej w Rzeszowskim Archiwum Społecznym

 

Źródła:


[1] Frankiści – zwolennicy Jakuba Franka, członkowie żydowskiej grupy religijnej, sekty heretyckiej w stosunku do judaizmu., https://pl.wikipedia.org/wiki/Franki%C5%9Bci, 5.04.2020, O. Tokarczuk, Księgi jakubowe, Kraków 2014

[3] Dokument w archiwum autorki

[4] Testimonium ortus et baptismi, z 1908 r., dokument w archiwum autorki

[5] Księga adresowa m. Krakowa z 1860 r. mbc.malopolska.pl

[6] W tym czasie pałac i majątek w Mianocicach należał do Cezarego Hallera i Julii z Helclów Hallerowej, Maria Dzielska, Wokół losów znamienitego rodzeństwa Helclów,  [w:] Dziedzictwo rodziny Helclów w Krakowie, Kraków 2014

[7] Teofil Dąmbski brat Józefy z Dąmbskich Grabkowskiej miał żonę Marię z Helclów Dąmbską, która była córką Józefa Helcla. Ten zaś Helcel był bratem Julii z Helclów Hallerowej żony Cezarego. M. Dzielska, op.cit.

[8] Świadectwo Stanisława Bartynowskiego  1872 w archiwum autorki

[10] List Zofii Grabkowskiej do Stanisława Bartynowskiego z 5.09.1891, archiwum autorki

[11] List Zofii Grabkowskiej do Stanisława Bartynowskiego z 10.01.1892; archiwum autorki

[12] List Zofii Grabkowskiej do Stanisława Bartynowskiego z 6.03.1892; archiwum autorki

[13] List  Józefy Grabkowskiej do Władysława Bartynowskiego z 24 listopada 1891; archiwum autorki

[14] List Zofii Grabkowskiej do Stanisława Bartynowskiego z 8.12.1981, archiwum autorki

[15] W 1885 roku otwarto Inwanogrodzko-Dąbrowska linię kolejową  i zlokalizowano stacje kolejową Miechów Charsznica http://www.archiwum2015.charsznica.pl/upload/Historia%20Charsznicy.pdf.

[16] List Zofii Grabkowskiej do Stanisława Bartynowskiego z 5.04.1891

[17] W tym czasie nie było jeszcze linii kolejowej prowadzącej do centrum Miechowa ani dworca w samym mieście. Dlatego zapewne Zofia  pisząc o stacji Miechów miała na myśli stację, które dziś nazywa się Charsznica. http://miechow.info/?pId=1&s=4  3.04.2020

[18] M. Bartynowska, Muzeum Przemysłowe, rękopis w archiwum autorki

[19] T. Szetela-Zauchowa, Muzeum Przemysłowe, w: Dzieje Rzeszowa, t. II, red. F. Kiryk, KAW, Rzeszów 1998 s. 469-500

[20] Roderyk Als (1839-1905) – adwokat, zastępca burmistrza Rzeszowa, prezes Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” https://pl.wikipedia.org/wiki/Roderyk_Als 3.004.2020

[21] Jerzy Warchałowski, O Muzeum Przemysłowe w Krakowie, nakładem Towarzystwa „Polska Sztuka Stosowana”, Kraków 1906

[22] Janina Kras, Wyższe Kursy dla Kobiet im. A. Baranieckiego w Krakowie 1868-1924, Kraków 1972

[23] W tej kwestii chcę polemizować z opinią Teresy Szeteli-Zauchowej, która ten rodzaj muzeum, jakim była placówka rzeszowska nazywa nienowoczesnym, przeciwstawiając ją nowoczesnej, czyli XX-wiecznej, klasycznej formie. W moim przekonaniu, nie powinno się tu mówić o nowoczesności lub nienowoczesności, lecz o innym zestawie celów, które przyświecają określonym zamierzeniom i nie muszą być definiowane jako wcześniejsze czy późniejsze. T. Szetela, op. cit.

[24] I. Huml, Polska sztuka stosowana XX wieku, Warszawa, 1978, K. Pawłowska, Witraże krakowskie w kamienicach mieszkalnych i obiektach użyteczności publicznej z przełomu wieków XIX i XX, Kraków-Legnica 2018

[25] Sprawozdanie z czynności wydziału Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Rzeszowie za rok 1896 – 1913 https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/publication/1301/edition/1216/content?ref=desc 6/05.2020

[26] Sprawozdanie Zarządu Koła Rzeszowskiego „Towarzystwa Szkoły Ludowej” za rok administracyjny 1909 Ludowej https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/publication/3026/edition/2814/content?ref=desc 6.05.2020

[28] T. Szetela. op. cit.

[29] Sprawozdanie z czynności komitetu do spraw stowarzyszeń przemysłowych, Głos Rzeszowski, 1905, nr 2

[30] Głos Rzeszowski, 1905, nr 34

[31] M. Bartynowska, op. cit.

[32] Kropkami oznaczone są imiona, których M.B. nie zapamiętała, albo które napisała nieczytelnie. (?) oznacza wątpliwości, czy nazwisko zostało odczytane prawidłowo.

[33] Głos Rzeszowski, 1905, nr 27

[34] Głos Rzeszowski, 1906, nr 6

[35] Głos Rzeszowski, 1908, nr 34 i 51

[36] W innej wersji wspomnień M. Bartynowska pisze, że K. L.  to inicjały Kazimiery Lipowskiej

[37] T. Szetela-Zauchowa, op. cit., Głos Rzeszowski, 1906, nr 3

[38] Głos Rzeszowski 1905, nr 27, 31, 34, 47, 48 i 49

[39] Głos Rzeszowski 1906, nr 30, 1907, nr 10

[40] Głos Rzeszowski 1905, nr 41 - 43

[41] Głos Rzeszowski 1906, nr 7 i 1908, nr 46, 1909, nr 8

[42] Głos Rzeszowski 1907, nr 7, 28

[43] Głos Rzeszowski 1908, nr 22

[44] Głos Rzeszowski 1908, nr 34

[45] Głos Rzeszowski 1905 nr 30, 33

[46]  Czasopismo Towarzystwa Muzeum przemysłowego pt. „Muzeum Przemysłowe” Kwartalnik poświęcony sprawom przemysłu krajowego wydawane było od 1907 roku  do co najmniej 1910.

[47] Memoryał wystosowany przez Towarzystwo Muzeum przemysłowego w Rzeszowie do Wysokiego Sejmu, Rzeszów 1910  , „Muzeum Przemysłowe” Kwartalnik…. 1910, nr 6

[48] Głos Rzeszowski, 1906, nr 15

[49] Głos Rzeszowski, 1910, nr 4

[50] Głos Rzeszowski, 1910, nr 16, 28

[51] Glos Rzeszowski, 1910, nr 28, 29

[52] M. Bartynowska, op. cit.

[53] Głos Rzeszowski, 1910, nr 43

[54] Hubert Kotarski Krzysztof Malicki,  Stolica podkarpacia wczoraj i dziś studium socjologiczne społecznych aspektów przemian w Rzeszowie w latach 1989−2009, Rzeszów 2013

[55] Ziemia Rzeszowska i Jarosławska 1924, nr 30

[56] Sprawozdania Zarządu Koło Rzeszowskiego „Towarzystwa Szkoły Ludowej” za rok administracyjny 1910,

 

Autor wpisu

Dusza Kowalska, Ilona

Ofiarodawca

Pawłowska, Krystyna

Okres

wielowiekowy

Miejsce zdarzenia

wielomiejscowe

Tagi

, 3 Maja, Als, Roderyk, Austro-Węgry, Baranowicz, Antoni, Bartynowska, Emilia, Bartynowska, Karolina, Bartynowska, Zofia, Bartynowski, Maksymilian, Bartynowski, Piotr, Bartynowski, Stanisław, Bartynowski, Władysław, Brody, Bujniewicz, Jakub, Bujniewicz, Zofia, Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, Częstochowa, Dąmbski, Teofil, Dzierżyński, Jan, Fabryk Cukru i Rafineryi „Guzów”, Godziemba, Józefa, Grabkowska, Aleksandra, Grabkowska, Maria, Grabkowska, Zofia, Grabkowski, Feliks, Guzów, handel - sklepy, targowiska, jarmarki itp., Helcel von Sternstein, Maria, Hoffman, Maria, Hoffman, Teodor, Hołubowicz, Eustachy, Karniowice, Komunalna Kasa Oszczędności w Rzeszowie, Kraków, Krogulski, Roman, kultura (muzyka), kultura i sztuka, Lwów, Mickiewicz, Adam, Mickiewicz, Celina, muzealnictwo, Muzeum Etnograficzne w Rzeszowie, Muzeum Okręgowe w Rzeszowie, Muzeum Przemysłowe w Rzeszowie, Norblin, Jan, oświata i szkolnictwo, Pańska, Pawłowska, Krystyna, Piotrowski, Stanisław, Pod Zaborami (1796-1914), Polska, Powstanie Styczniowe, przemysł, Rzeszów, Schaitter, Jan, Schaitter, Ludmiła, Schaitter, Maria, Seidel, Wilhelm, śluby, Sumper, Adolf, Szaynok, Józef, Szaynok, Władysław, Szczurowska, Anna, Szczurowska, Maria, Szczurowska, Natalia, Szymanowska, Karolina, Szymanowska, Maria, Tczyca, Teresa Szetela-Zauchowa, Topolska, Antonina, Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, Towarzystwo Muzeum Przemysłowego w Rzeszowie, Towarzystwo Szkoły Ludowej w Rzeszowie, Uhma, Adam, Uhma, Czesław, Ukraina, Uniwersytet Jagielloński, Wędkiewicz, Wilhelm, Wicht, Maria, Zakład E. Janusza, życie codzienne, życie gospodarcze i zajęcia ludności, Żydzi

Pozostałe z kolekcji

Pałac Dąmbskich w Tczycy, 1880 (2)

09.06.2020
Zobacz więcej

Pałac Dąmbskich w Tczycy, 1880 (1)

09.06.2020
Zobacz więcej

Zofia Bartynowska i Zofia Bujniewiczowa – portret kobiet, XIX/XX w.

05.06.2020
Zobacz więcej

Władysław Bartynowski – portret chłopca, XIX/XX w.

05.06.2020
Zobacz więcej

Stefan Bartynowski – portret chłopca w stroju kościuszkowskim, XIX/XX w.

05.06.2020
Zobacz więcej

Stefan, Janka i Marynka Bartynowscy – portret dziecięcy, XIX/XX w. (2)

05.06.2020
Zobacz więcej

Stefan, Janka i Marynka Bartynowscy – portret dziecięcy, XIX/XX w. (1)

05.06.2020
Zobacz więcej

Stefan i Marynka Bartynowscy – portret dziecięcy, XIX/XX w.

05.06.2020
Zobacz więcej

Stanisław Bartynowski – portret mężczyzny, XIX/XX w. (2)

05.06.2020
Zobacz więcej

Stanisław Bartynowski – portret mężczyzny, XIX/XX w. (1)

05.06.2020
Zobacz więcej

Janka i Marynka Bartynowskie – portret dziewczęcy

05.06.2020
Zobacz więcej