Franciszek Świder – O swoim dzieciństwie, pracy na WSK i emeryturze

Filtruj

Znajdź archiwalia
Data19.08.2021

TRANSKRYPCJA:

Pan Franciszek wspomina:

Tak, to mi utkwiło, bo to jako dziecko, co to dziewięć lat. To była dla mnie atrakcja jak oni rzucali cukierki z tych kuchni, a myśmy łapali jak koty, co łapią. Jak jeden drugiego przewracał no, bo tam nas było, to się zebrało z piętnaście dzieci. I takie nawet do piętnastu, szesnastu lat. To to pamiętam. Nie chodziłem do szkoły, bo nie chodziło się. Szkoły były pozamykane, bo w tych szkołach tutaj stacjonowali wojsko. A po wojnie chodziłem, poszedłem do szkoły kończyć siódmą klasę. A później pracowałem u ciotki mojej, to znaczy  siostry taty. Mieli piekarnię w Rzeszowie. Tam cztery lata, taki młody pracowałem w piekarni. Ale to już byłem troszkę starszy. I ta praca mi odpowiadała, ale się mi nie podobało, bo trza było o czwartej już wstawać, już o czwartek trza było być w piekarni, robić ciasto. I no i piec, żeby już na godzinę siódmą , przed siódmą były bułki w sklepie. Tak. A później pojechałem, powiedzieli do SP. Zabrali nas do SP po wojnie. I byłem w tym SP dwa miesiące. Koło Lubelskie, no teraz zapomniałem tę miejscowość. Lubelskie nad granicą, tu nad granicą ruską na Lubelskiem. Ale byłem w kuchni jako kucharz. No bo ta szefowa kuchni gdzieś złamała nogę, bo lubiła wypić. Piła jak szewc. No i kto się zgłosi? No a ja w domu, mama mi zmarła miała czterdzieści siedem lat. Siostra pojechały, jedna do Wrocławia tam wykształciła się, a druga do Świdnicy. A ja zostałem z najmłodszą siostrą, trza było się opiekować. I w domum gotował. Także ja nie mioł problemów. I zgłosiłem się. Te dwa miesiące było mi bardzo dobrze tam w tym SP. Ta i jedzenie fajne. Czasem tu kolegom ze wsi dawałem, czasem kość tu włożyłem, bo my dostawali tusze, całe tusze, połówki. A czasem i całą świnię trza było bić. Także ja umiem i bić, jestem masażem samoukiem. A no a później pracowałem w handlu w GS-ie. Tu był w Rzeszowie GS. Pracowałem, miałem magazyn. Miałem towaru wszystkiego, masowy magazyn. Ale stamtąd nie wolno było dojeżdżać końmi do Rzeszowa. Zlikwidowali ten GS, to ja się dostałem do Rzeszowa do WSK. Tam mi siostra już pracowała w ten czas w Związkach Zawodowych. Troszkę trza opowiedzieć, że to było tak po znajomości, bo mnie zatrudnili na takich przyrządach składanych. No, ale tam przeważnie robili inwalidzi, a ja zdrowy młody chłop. No i jakżebym był na tym WSK-a wstawiałem tę budę. Trza było brać pożyczki, bo to ni miał kto pomóc. Żona też nie miała ojca. Matka sama. Ojciec mój ożenił się, zaraz po sąsiedzku poszedł z kochanką. Tak się wiele nie zajmował tym. Zresztą nie było za co. Za co miał? Pracował w cegielni ojciec, to tam zarabiał niewiele. Tam miał tej emerytury, już nie pamiętam już ile. I pracowałem do emerytury na WSK. Było mi tam bardzo dobrze. Praca, zresztą ja się w pracy wywiązywałem dobrze. Także to mam i dyplomy i to, ale nie wiszą po ścianach. I stamtąd poszedłem na wcześniejszą emeryturę w dziewięćdziesiątym roku. I jakem poszedł na emeryturę, poszedłem, bo to należałem do  tego kółka rolniczego i tam mnie wybrali do Zarządu. I potem byłem, prowadziłem dwanaście lat kółko rolnicze. Dwanaście lat i dobrze szło, na emeryturze oczywiście.

 

 

OPIS NAGRANIA:

Tytuł: Franciszek Świder – O swoim dzieciństwie, pracy na WSK i emeryturze

Realizacja nagrania i prowadzenie rozmowy: Marcin Bąk

Miejsce realizacji nagrania: Rzeszów, Osiedle Przybyszówka

Data realizacji nagrania: 28.09.2018

Pozostałe z kolekcji

Franciszek Świder – O życiu w czasie II Wojny Światowej

02.08.2021
Zobacz więcej